piątek, 14 marca 2014

II- Tragizm natury

 „Większość ludzi kocha się w swoim prywatnym dramacie życiowym.”


W tej historii nie będzie małych gwiazdek, słów pocieszenia opierających się na szablonowym zwrocie „Będzie dobrze”, życie pominęło także udział żyletek w moim codziennym grafiku, opowiem Ci historie śmieszną i lekceważącą zasady rzeczywistości przyjęte przez zhierarchizowane społeczeństwo. To będzie dramat życiowy jednego dnia. Dnia czternastego października.

*
13 Marca2014

Zastanawiałaś się kiedyś nad znaczeniem słowa „pośmiewisko”, dla niektórych na przykład nie znaczy nic?  Dla innych przecież może znaczyć wszystko, czemu tak się dzieje? Mogłabym zabawić się w polityka i to osądzić, wtedy powiedziałabym pewnie „Proszę państwa. Żyjemy w innym środowisku, inni nigdy nie doznali ośmieszenia dokonanego przez społeczeństwo, a jeszcze inni doznają go codziennie, ale my wspólnie możemy to zmienić! ‘’Nie, nie możemy. Tym różni się mój wewnętrzny polityk, a zewnętrzna walkiria walcząca z całym światem.  Bo przecież wokół jest pełno sceptyzmu, a jad u ludzi zamieszkujących go, przyjmuje produkcje masową, więc jak mamy przetrwać?
-Nijak- mamroczę zamyślona i wracam uwagą ku książce, jednocześnie nadal zastanawiając się nad sensem przeznaczenia, przecież ludzie: biedni, chorzy, pechowi, niczemu nie zawinili. Pozostaje jeszcze kwestia tych po drugiej stronie ulicy, szczęśliwych. Tak właśnie to widzę, jedna wielka przecznica, a w niej mnóstwo domków, na jednych znajdują się napisy „radość” na innych „miłość”, ale są i inni Ci „gorsi” gdzie u na wywieszonych tabliczkach pisze „ smutek”, „choroba”, „zdrada”.
-Do dupy z taką selekcją!- Krzyczę, by zaraz potem zaskoczona, zakryć ręką usta. Ostatnio wcale nie panowałam nad tym, co mówiłam. Ostatnio nawet, przez moją nieuwagę zripostowałam jednego z nauczycieli, czego nigdy, przenigdy nie robiłam. Ja? Ja wyniosła Lao Kalyani? Nie ma szans, nie przy zdrowych zmysłach.  Zaraz, to znaczy, ze jestem chora?
-Oczywiście, że nie jesteś idiotko!- Warczę wściekła rzucając, książką prosto na łóżko. To nie moja wina, że taki był świat, a ze mną wszystko jest jak najbardziej w porządku. Nadal zdenerwowana otworzyłam drzwi i podeszłam do poręczy by się o nią oprzeć.  Wychyliłam się o 120 stopni i krzyknęłam.
- Co na obiad!?- Odpowiedziała mi głucha cisza, co jeszcze bardziej zadziałało mi na nerwy. Dawniej w Anglii, kamerdyner już byłby powieszony, a teraz? Nic, nawet na niego na krzyczeć nie mogę. Czemu? Bo to mój ojciec, który na dodatek bywał to jak gość w hotelu, czyli raz na ruski rok, dlatego tak ważne było męczenie go w „ te dni”, kiedy szczęśliwie był w domu. Z prędkością konia wyścigowego zbiegłam po schodach i zaczęłam nasłuchiwać. Odgłos skwierczącej jajecznicy dopadł mnie dopiero po 5 sekundach czekania, zaraz po tym doszłam do wniosku, że drzwi do kuchni muszą być zamknięte. Tak, to by wszystko wyjaśniało.  Dojście do kuchni zajęło mi jeszcze parę następnych sekund. Mniej więcej tak wyglądały realia „ dworskiego” życia w posiadłości większej niż fabryka ciastek. Ucieszona otworzyłam drzwi z impetem i nawet nie patrząc ogłosiłam.
- Wielka królowa Leo zawitała, o cieszcie się poddani!- Zaraz po tym uniosłam głowę, zadowolona ze swojego dzisiejszego humoru i zamarłam. Aron wrócił.

*
Czas na chwilkę wstępu, moje dawne przyzwyczajenie sprawia, że jestem roztrzepana niczym słowik w dzień godów. Zapomniałam Wam wspomnieć, kim- czym, jest Aron.  Na początek mogę uchylić rąbek tajemnicy i szepnąć cicho, ze był to dla mnie najprzystojniejszy chłopak na świecie. Zdecydowanie warte uwagi jest słowo-Był, bo oczywiste jest, że jeśli był, to nie jest. Jak zwykle wszystko popsułam!? Chciałam, drodzy państwo nie wykładać wszystkich kart na stół, ale tak wyszło. Mimo wszystko, powinniście wiedzieć coś więcej o postaci Czarnowłosego dwudziestolatka z racji ironii posiadającego najnowszy model Porsche. Przyznajcie, to takie szablonowe. Teraz jak o tym pomyślę, wiem, że nie był to idealny materiał na chłopaka i nie oświadczam tego, jako zraniona, porzucona, niekochana Leo. O nie! Stwierdzam to z racji przybycia dnia 15 Października, gdy już wszystko stało się jaśniejsze, niż kiedy kol wiek, ale już nie przedłużam. Pora Wam bardziej przybliżyć postać Dwudziestodwuletniego Aron’ a Green’ ego. Uwierzcie mi, że mimo wszystko nie była z niego żadna wielka rewelacja. Bogaty, uprzejmy, porywczy, szarmancki, czarujący, ideał nieprawdaż? W czasie przeszłym moja wewnętrzna Leo na pewno zakrzyknęłaby wielgaśne oczywiste „TAK”, oczywiście. Co jeszcze mogę dodać? Znałam go od zawsze i od zawsze był moim obiektem nocnych fantazji, tyle, że życie nie stawiało nas - aktorów w dobrym położeniu. Mogę poprzez myślenie życzeniowe pomyśleć, że teraz zapytacie mnie o powód mojego zgorzkniałego stosunku do całej sytuacji. Powód jest jeden, prosty i irytujący niczym za ciasna bluzka, Aron jest Moim wujkiem.

*
Przez jedną tysięczną sekundy chciałam się uśmiechać, lekkie wygięcie warg ku górze, tyle wystarczyłoby, żeby się zdradzić, ale moja wewnętrzna walkiria na to nie pozwoliła. Uniosłam jedną brew i z całą siłą woli usiadłam na krześle, prezentując się niczym królowa Elżbieta. Odchylając głowę w prawo przebiegłam wzrokiem po kuchni. Białe blaty błyszczały dzięki lampom wciśniętym u góry brązowej szafki, całość komponowała się świetnie, „nowoczesna kuchnia’’ mówili ludzie mający szczęście w niej przebywać. Zaraz obok rozciągającego się blatu była dodatkowa mieniąca się półka. W chwili natchnienia mogłabym wymienić materiał, z jakiego został wykonana, ale to nie był odpowiedni moment na chwile natchnienia. Odkąd tylko wpadłam do kuchni Aron stał oparty o blat, a w jego tle żył swoim życiem elektryczny robot i piekarnik oraz porozsypywane egzotyczne przyprawy, które ojciec tak bardzo lubił. No tak, ojciec. Wystarczył rzut okiem na dom i już można było się domyślić, że rzadko tu przebywało więcej niż dwie osoby. Ja- księżna Leo, w mniemaniu innych „ zadzierająca nosa szmata” (Miło, że strony innych, ze zadbali o moją reputacje za mnie) Oraz bardziej zagubiony ode mnie w swoim świecie Emil- Tatuś. O to nasza cała dysfunkcyjna rodzinka! Moglibyśmy pozować do reklam kaw zbożowych. Oczywiście brunet w kuchni tez miał u nas swoje miejsce, ponieważ jak już wiecie, ojciec rzadko przebywał w domu ,a w przypływie troski (czasami) dbał o moje bezpieczeństwo, tu właśnie do akcji wkraczał Aron, kochaniutki wujek. Oczywiście napływy ojczynej troski łapały go bardzo rzadko, toteż "Wujeczka" widziałam w bardzo długich odstępach czasowych. Mimo wszystko dni z moim opiekunem były cudowne.Zabierał mnie na przejażdżki swoim autem w góry, jeździliśmy rowerami, urządzaliśmy literackie fety, żyć nie umierać!  Jednak to miało swoją cenę, uczucia, jakich doznawałam w jego towarzystwie można by porównywać do Sali tortur w nowojorskiej piwnicy, gdzie zatrzymywali najgorszych zbrodniarzy. Właśnie za to go nienawidziłam, ale przede wszystkim kochałam. Uniosłam oczy prosto na jego zawadiacki uśmiech, zdecydowanie kochałam.

*

Wiem, co sobie myślicie! Kolejna „głupia” nastolatka i jej nieszczęśliwa miłość, ale to nie prawda.  Nie wiecie, co przeżywałam samotnie w domu bez ojca, który wsadzał nos do domu tylko, w niektóre dni. Byłam sama, zrozumcie to, dlatego tak bardzo ceniłam towarzystwo Arona. Był osobą z wewnątrz przy nim nie musiałam się bronić, rzucałam maskę bogatej snobki w kat i cieszyłam się jego towarzystwem. Był osobą, z którą mogłabym spędzić wieczność. Był, ale na razie wróćmy do kuchni, czyli „początku końca”.

10 komentarzy:

  1. Fajny blog, lekko się czyta i ładny szablon
    zapraszam do mnie http://fanfictiononedirectionbyme.blogspot.com/ i http://pinkandyellow1.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki, już zerknęłam i naprawdę super :)

      Usuń
  2. Świetnie piszesz.
    Piękny wygląd bloga *-*
    Po prostu cudo ♥
    http://jagodowyxsen.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aż mi się humor poprawił po przeczytaniu tego komentarza, dziękuje. Już zaobserwowałam ;D

      Usuń
  3. Śliczne piszesz *.*
    3maj się cieplutko ^^

    Jeżeli ci się spodoba zaobserwuj.
    http://moda-ma-zasady.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuje za miły komentarz, aż chce się pisać dalej. Blog świetny, już zaobserwowałam :)

      Usuń
  4. Cudowna część ♥ Uwielbiam takie opowiadania. Powinnaś książkę wydać :D Oczywiście obserwuję i czekam na następną część ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  6. Dotarłam do samego końca i cieszę się, bo było warto. Mam nadzieję że blog będzie dalej utrzymany w takim klimacie :) Trzymam kciuki.
    No i wizualnie bardzo ładny ^^ Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  7. Podziwiam, wiem, że szablon może utrudniać czytanie, bo komu by się chciało czytać same białe literki na czarnym tle? Dziękuje za opinię, która naprawdę mnie szablonowo zmotywowała do dalszego pisania : ) Po takich komentarzach wiem, że warto.

    OdpowiedzUsuń