„Większość ludzi kocha się w swoim prywatnym
dramacie życiowym.”
W tej historii nie będzie małych
gwiazdek, słów pocieszenia opierających się na szablonowym zwrocie „Będzie
dobrze”, życie pominęło także udział żyletek w moim codziennym grafiku, opowiem
Ci historie śmieszną i lekceważącą zasady rzeczywistości przyjęte przez
zhierarchizowane społeczeństwo. To będzie dramat życiowy jednego dnia. Dnia
czternastego października.
*
13
Marca2014
Zastanawiałaś się kiedyś nad znaczeniem
słowa „pośmiewisko”, dla niektórych na przykład nie znaczy nic? Dla innych przecież może znaczyć wszystko,
czemu tak się dzieje? Mogłabym zabawić się w polityka i to osądzić, wtedy
powiedziałabym pewnie „Proszę państwa. Żyjemy w innym środowisku, inni nigdy
nie doznali ośmieszenia dokonanego przez społeczeństwo, a jeszcze inni doznają
go codziennie, ale my wspólnie możemy to zmienić! ‘’Nie, nie możemy. Tym różni
się mój wewnętrzny polityk, a zewnętrzna walkiria walcząca z całym światem. Bo przecież wokół jest pełno sceptyzmu, a jad u ludzi zamieszkujących go,
przyjmuje produkcje masową, więc jak mamy przetrwać?
-Nijak- mamroczę zamyślona i wracam uwagą
ku książce, jednocześnie nadal zastanawiając się nad sensem przeznaczenia,
przecież ludzie: biedni, chorzy, pechowi, niczemu nie zawinili. Pozostaje
jeszcze kwestia tych po drugiej stronie ulicy, szczęśliwych. Tak właśnie to widzę,
jedna wielka przecznica, a w niej mnóstwo domków, na jednych znajdują się
napisy „radość” na innych „miłość”, ale są i inni Ci „gorsi” gdzie u na
wywieszonych tabliczkach pisze „ smutek”, „choroba”, „zdrada”.
-Do dupy z taką selekcją!- Krzyczę, by
zaraz potem zaskoczona, zakryć ręką usta. Ostatnio wcale nie panowałam nad tym,
co mówiłam. Ostatnio nawet, przez moją nieuwagę zripostowałam jednego z
nauczycieli, czego nigdy, przenigdy nie robiłam. Ja? Ja wyniosła Lao Kalyani? Nie ma szans, nie przy zdrowych zmysłach. Zaraz, to znaczy, ze jestem chora?
-Oczywiście, że nie jesteś idiotko!- Warczę wściekła
rzucając, książką prosto na łóżko. To nie moja wina, że taki był świat, a ze
mną wszystko jest jak najbardziej w porządku. Nadal zdenerwowana otworzyłam
drzwi i podeszłam do poręczy by się o nią oprzeć. Wychyliłam się o 120 stopni i krzyknęłam.
- Co na obiad!?- Odpowiedziała mi głucha cisza, co jeszcze
bardziej zadziałało mi na nerwy. Dawniej w Anglii, kamerdyner już byłby
powieszony, a teraz? Nic, nawet na niego na krzyczeć nie mogę. Czemu? Bo to mój
ojciec, który na dodatek bywał to jak gość w hotelu, czyli raz na ruski rok, dlatego
tak ważne było męczenie go w „ te dni”, kiedy szczęśliwie był w domu. Z prędkością
konia wyścigowego zbiegłam po schodach i zaczęłam nasłuchiwać. Odgłos
skwierczącej jajecznicy dopadł mnie dopiero po 5 sekundach czekania, zaraz po
tym doszłam do wniosku, że drzwi do kuchni muszą być zamknięte. Tak, to by
wszystko wyjaśniało. Dojście do kuchni
zajęło mi jeszcze parę następnych sekund. Mniej więcej tak wyglądały realia „
dworskiego” życia w posiadłości większej niż fabryka ciastek. Ucieszona
otworzyłam drzwi z impetem i nawet nie patrząc ogłosiłam.
- Wielka królowa Leo zawitała, o cieszcie się poddani!- Zaraz
po tym uniosłam głowę, zadowolona ze swojego dzisiejszego humoru i zamarłam.
Aron wrócił.
*
Czas na chwilkę
wstępu, moje dawne przyzwyczajenie sprawia, że jestem roztrzepana niczym słowik
w dzień godów. Zapomniałam Wam wspomnieć, kim- czym, jest Aron. Na początek mogę uchylić rąbek tajemnicy i szepnąć
cicho, ze był to dla mnie najprzystojniejszy chłopak na świecie. Zdecydowanie
warte uwagi jest słowo-Był, bo oczywiste jest, że jeśli był, to nie jest. Jak
zwykle wszystko popsułam!? Chciałam, drodzy państwo nie wykładać wszystkich
kart na stół, ale tak wyszło. Mimo wszystko, powinniście wiedzieć coś więcej o
postaci Czarnowłosego dwudziestolatka z racji ironii posiadającego najnowszy model
Porsche. Przyznajcie, to takie szablonowe. Teraz jak o tym pomyślę, wiem, że nie
był to idealny materiał na chłopaka i nie oświadczam tego, jako zraniona,
porzucona, niekochana Leo. O nie! Stwierdzam to z racji przybycia dnia 15
Października, gdy już wszystko stało się jaśniejsze, niż kiedy kol wiek, ale
już nie przedłużam. Pora Wam bardziej przybliżyć postać Dwudziestodwuletniego
Aron’ a Green’ ego. Uwierzcie mi, że mimo wszystko nie była z niego żadna
wielka rewelacja. Bogaty, uprzejmy, porywczy, szarmancki, czarujący, ideał
nieprawdaż? W czasie przeszłym moja wewnętrzna Leo na pewno zakrzyknęłaby wielgaśne
oczywiste „TAK”, oczywiście. Co jeszcze mogę dodać? Znałam go od zawsze i od
zawsze był moim obiektem nocnych fantazji, tyle, że życie nie stawiało nas -
aktorów w dobrym położeniu. Mogę poprzez myślenie życzeniowe pomyśleć, że teraz
zapytacie mnie o powód mojego zgorzkniałego stosunku do całej sytuacji. Powód
jest jeden, prosty i irytujący niczym za ciasna bluzka, Aron jest Moim wujkiem.
*
Przez jedną tysięczną
sekundy chciałam się uśmiechać, lekkie wygięcie warg ku górze, tyle
wystarczyłoby, żeby się zdradzić, ale moja wewnętrzna walkiria na to nie
pozwoliła. Uniosłam jedną brew i z całą siłą woli usiadłam na krześle, prezentując
się niczym królowa Elżbieta. Odchylając głowę w prawo przebiegłam wzrokiem po
kuchni. Białe blaty błyszczały dzięki lampom wciśniętym u góry brązowej szafki,
całość komponowała się świetnie, „nowoczesna kuchnia’’ mówili ludzie mający szczęście
w niej przebywać. Zaraz obok rozciągającego się blatu była dodatkowa mieniąca
się półka. W chwili natchnienia mogłabym wymienić materiał, z jakiego został wykonana,
ale to nie był odpowiedni moment na chwile natchnienia. Odkąd tylko wpadłam do
kuchni Aron stał oparty o blat, a w jego tle żył swoim życiem elektryczny robot
i piekarnik oraz porozsypywane egzotyczne przyprawy, które ojciec tak bardzo
lubił. No tak, ojciec. Wystarczył rzut okiem na dom i już można było się domyślić,
że rzadko tu przebywało więcej niż dwie osoby. Ja- księżna Leo, w mniemaniu
innych „ zadzierająca nosa szmata” (Miło, że strony innych, ze zadbali o moją
reputacje za mnie) Oraz bardziej zagubiony ode mnie w swoim świecie Emil- Tatuś.
O to nasza cała dysfunkcyjna rodzinka! Moglibyśmy pozować do reklam kaw
zbożowych. Oczywiście brunet w kuchni tez miał u nas swoje miejsce, ponieważ
jak już wiecie, ojciec rzadko przebywał w domu ,a w przypływie troski (czasami)
dbał o moje bezpieczeństwo, tu właśnie do akcji wkraczał Aron, kochaniutki
wujek. Oczywiście napływy ojczynej troski łapały go bardzo rzadko, toteż "Wujeczka" widziałam w bardzo długich odstępach czasowych. Mimo wszystko dni z moim
opiekunem były cudowne.Zabierał mnie na przejażdżki swoim autem w góry, jeździliśmy
rowerami, urządzaliśmy literackie fety, żyć nie umierać! Jednak to miało swoją cenę, uczucia, jakich
doznawałam w jego towarzystwie można by porównywać do Sali tortur w
nowojorskiej piwnicy, gdzie zatrzymywali najgorszych zbrodniarzy. Właśnie za to
go nienawidziłam, ale przede wszystkim kochałam. Uniosłam oczy prosto na jego zawadiacki
uśmiech, zdecydowanie kochałam.
*
Wiem, co sobie
myślicie! Kolejna „głupia” nastolatka i jej nieszczęśliwa miłość, ale to nie
prawda. Nie wiecie, co przeżywałam
samotnie w domu bez ojca, który wsadzał nos do domu tylko, w niektóre dni.
Byłam sama, zrozumcie to, dlatego tak bardzo ceniłam towarzystwo Arona. Był
osobą z wewnątrz przy nim nie musiałam się bronić, rzucałam maskę bogatej snobki
w kat i cieszyłam się jego towarzystwem. Był osobą, z którą mogłabym spędzić wieczność.
Był, ale na razie wróćmy do kuchni, czyli „początku końca”.
Fajny blog, lekko się czyta i ładny szablon
OdpowiedzUsuńzapraszam do mnie http://fanfictiononedirectionbyme.blogspot.com/ i http://pinkandyellow1.blogspot.com/
Dzięki, już zerknęłam i naprawdę super :)
UsuńŚwietnie piszesz.
OdpowiedzUsuńPiękny wygląd bloga *-*
Po prostu cudo ♥
http://jagodowyxsen.blogspot.com/
Aż mi się humor poprawił po przeczytaniu tego komentarza, dziękuje. Już zaobserwowałam ;D
UsuńŚliczne piszesz *.*
OdpowiedzUsuń3maj się cieplutko ^^
Jeżeli ci się spodoba zaobserwuj.
http://moda-ma-zasady.blogspot.com/
Dziękuje za miły komentarz, aż chce się pisać dalej. Blog świetny, już zaobserwowałam :)
UsuńCudowna część ♥ Uwielbiam takie opowiadania. Powinnaś książkę wydać :D Oczywiście obserwuję i czekam na następną część ;)
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńDotarłam do samego końca i cieszę się, bo było warto. Mam nadzieję że blog będzie dalej utrzymany w takim klimacie :) Trzymam kciuki.
OdpowiedzUsuńNo i wizualnie bardzo ładny ^^ Pozdrawiam.
Podziwiam, wiem, że szablon może utrudniać czytanie, bo komu by się chciało czytać same białe literki na czarnym tle? Dziękuje za opinię, która naprawdę mnie szablonowo zmotywowała do dalszego pisania : ) Po takich komentarzach wiem, że warto.
OdpowiedzUsuń