niedziela, 16 marca 2014

III- Plastikowe róże

„Iluzja nie jest czymś, co znosisz, lecz czymś, co wybierasz”



Trząsnęłam nogami o podłogę i w stałam gwałtownie, nie spuszczając przeszywającego wzroku z Aro. „Nie ucieknę” pomyślałam zanim podszedł w moi kierunku nadal uśmiechając się jakby reprezentował markę Loginsick. Przełknęłam głośno ślinę, a myślach zaczęłam natrętnie powtarzać słowo „dupek”.  Jego przyjazd oznaczał wyjazd ojca, co dla mnie w rzeczywistości oznaczało kolejne dni samodzielności.  On i tak tu długo nie zostanie, prędzej czy później wyślizgnie się w nocy i zostawi mnie samą. Robił już tak nie raz, więc czemu teraz miałoby być inaczej? Nie miało, warknęłam w myślach i wróciłam z powrotem do kuchni, nadal mierząc go bezczelnym spojrzeniem. Skoro przyjeżdżał tylko po to, by zaraz odjeżdżać, to wolałabym nie widzieć go wcale. Mogłam sobie radzić sama, więc w myśleniu też nie potrzebowałam żadnego ograniczania. No dobrze, zdarzało mi się czasami obejrzeć „Odlotowe agentki”,ale wcale na tym nie cierpiała moja długoterminowa samodzielność. Naturalnie, musiałam się do niego odezwać, przypomniało mi się zanim, niezapowiedziany gość pomyślałaby, że z tej samotności oszalała, a nie oszalałam, co już jak na ironie powtarzałam sobie już drugi raz dzisiaj.
- Witaj kochany wujeczku, dawno się nie widzieliśmy, jakieś nowości ze świata motoryzacji? – Mówiąc to celowo odkręciłam się do niego plecami i podeszłam do przyjemnie skwierczących jajek, mimo cwaniaczkowato-modelowego- wkurzająco- ślicznego wyglądu, gotował zaskakująco dobrze.  Zaskakująco, bo kto by się tego po nim spodziewał? Takich jak on można zobaczyć w towarzystwie tuzina panienek, oczywiście w tle czegoś żywcem wyjętego z „biednych i bogatych” a tu proszę urodzony master szef! Dodatkowo w tej czarnej podkoszulce wyglądał jak grecki bóg, a jego mięśnie nie zostawały w tyle. Już ja sobie wyobrażałam jak codziennie przychodzi na siłownie, gdzie nieumięśniony facet to wyrzutek i zdobywa mnóstwo spojrzeń aprobaty, no proszę was całe te zjazdy „maczo” to kompletne dno!
Usłyszałam za sobą kroki i w chwili, gdy już miałam się gwałtownie odkręcić usłyszałam barwny śmiech, parsknąwszy w myślach podeszłam do lodówki, nadal nie zwracając na niego uwagi, a może raczej wzroku, pomyślałam żałośnie. 
- Ależ księżno Leo, nie wypada Ci pomagać twej służbie, to nie do pomyślenie! –Odparł Aron, na co natychmiast się odkręciłam i zobaczyłam jego komiczną minę, gdy wrócił do swojego poprzedniego miejsca. Uśmiechnęłam się lekko, zaraz jednak spoważniałam i usiadłam na krześle, by mieć go dokładnie naprzeciw siebie.
- Na ile przyjechałeś? –Zapytałam obojętnym tonem – Chyba, że masz zamiar już odjechać, wyskakując przy tym przez najbliższe okno- przerwałam, wskazując ręką pokój obok- Pomogę ci, w łazience jedno jest już otwarte- dodałam bezczelnym tonem. Nienawidziłam tego, boże jak ja tego nienawidziłam! Wolałabym codziennie być wyśmiewana na szkolnych korytarzach niż patrzeć na odjazd mojego bruneta. 
Tak, Aro był mój i nie miałam zamiaru go oddać dobrowolnie jakiejś „lasce” nie w moim domu, pomyślałam akcentując ostatnie słowo.  Chociaż doskonale widziałam, że zaraz po odjeździe ruszał do jakiegoś pobliskiego klubu by się zabawić, nie byłam aż tak naiwna.
- Myślałem, że jesteś na tyle dojrzała by to zrozumieć- na jego twarzy pojawiła się mina rozczarowania w raz z domieszką niezadowolenia i jeszcze czegoś, co zwykle zawsze mi umykało w tym jego karmelowym spojrzeniu.
-Żartujesz sobie?- Warknęłam, nadal mając w pamięci jego irytujący wyraz twarzy- Przyjeżdżacie sobie tutaj z ojcem jak do hotelu i myślicie, że zawsze będę tu tak na was czekała z przyklejonym uśmiechem?!- Dodałam jeszcze bardziej rozgniewana. Spojrzałam na niego ponownie, a na jego twarzy nie zobaczyłam zrozumienia, jakiego od niego oczekiwałam tylko złość. Gwałtownie odepchnął się od blatu i podszedł do półki na talerzu, wyjął jeden, a mnie przeszył dreszcze przerażenia. Wraz z różowo kremowym talerzem w pastelowe ornamenty wyglądał nietypowo, mógłby wyglądać prześmiesznie, ale błysk złość wszystko niwelował. Ten promyk był jak klątwa opanowywał go całego i nie puszczał dopóki nie zniszczył wszystkiego, co zostało. Już nie raz widziałam w nim tego potwora i za każdym razem nie wiedziałam jak mam się bronić. Patrząc to na mnie to na zastawę, podszedł do stołu i rzucił talerz na stół, w taki sposób, że o mało się nie potłukł. Patrzyłam na to wszystko bez mrugnięcia oka, czym była jego złość, wobec jego braku?  Niczym. „Biedna jajecznica” zdołałam jeszcze rzucić zanim patelnia zdążyła wylądować na podłodze. Myślicie, że byłam zaskoczona? Ataki szału nawiedzały go jak widomo, jednak nigdy przy tym nie ucierpiałam, fizycznie oczywiście. Psychicznie było trochę gorzej, ale nie narzekałam. Zbywałam to ironicznym, powiedzeniem „ mogło być gorzej”. Po paru sekundach, dobrze, minutach dręczącej ciszy, Aron ustal naprzeciwko mnie, z poczuciem winy na twarzy i uklęknął dotykając moich kolan. Nie musiał nic mówić, wiedziałam. Przepraszam, przepraszam, przepraszam, tyle, że to słowo w rzeczywistości gówno dawało. Mogło być i mogło go nie być. Uśmiechnęłam się smutno i wstałam odtrącając jego ręce tym samym ruszając do łazienki. Po drodze zdążyłam jeszcze usłyszeć odgłosy sprzątania. Rozejrzałam się po łazience w poszukiwaniu niezbędnika każdej licealistki, szczotki! Cóż, parę innych rzeczy też by się przydało, ale szczotka pozostawała nadal szczotką, numero one, pierwsze miejsce pierwszego miejsca! Bez niej się nie obędzie, bynajmniej w moim przypadku. Czy byłam zirytowana na widok dziewczyn z prostymi jak druty włosami, którymi można by ciąć papier? Zdecydowanie.  Co równoznacznie wskazywało na mój nieład na głowie, jasne, udawało mi się go doprowadzać do „porządku”, ale ludzie?! Trzy godziny w łazience równa się rzeczywisty domysł, że mogłam być snobką, a to nie tak. Włosy doprowadzone do stanu, w którym ludzie nie krzyczą na ich widok „Napadła Cie wiewiórka!?” Makijaż nałożony, idealnie. A teraz na powrót wróćmy do teraźniejszej łazienki, gdzie włosy NIE są doprowadzone do ładu, a makijaż NIE jest nałożony. Podłużne lustro walczyło o moją uwagę za każdym razem, gdy próbowałam obok niego obojętnie przejść. Jak myślicie, co w nim widziałam? Modelkę, bogaczkę, dziedziczkę, zbuntowaną nastolatkę? Nie, widziałam tam najprawdziwszego potwora i to nie takiego żywcem wyciągniętego z bajek dla dzieci, tylko zupełnie coś przeciwnego temu opisowi. Zazwyczaj, nie, źle to określiłam, odpowiednie słowo to zawsze. Tak, więc zawsze patrzymy na czarny charakter przez czarno biały pryzmat, który ukazuje i wyłącznie powierzchowne cechy bestii, ale co z prawdziwymi monstrum, które czeka na atak i jest na tyle sprytne, żeby umykać nam niepostrzeżenie? O nich też opowiadamy bajki? Oczywiście, że nie, gdyby tak było już nawet pięciolatek by wiedział gdzie szukać czarnego charakteru.  Z chęcią bardziej zgłębiłabym się w „prawdziwą rzeczywistość”, ale moja nastoletnia natura dała o sobie znać i musiałam koniecznie coś zrobić ze swoją nieszczęsną twarzą. Worki pod oczami wyraźnie wskazywały na moją winę, w sądzie już bym się nie wywinęła.  Mimo braku sędziego i ławy przysięgłych przyznałam się do popełnionej zbrodni, czytałam całą noc. Musicie wiedzieć, że nie robiłam tego nałogowo, ale tylko w krytycznych przypadkach, kiedy książka była na tyle ciekawa, żeby sens przestawał być atrakcyjny, a uwierzcie mi sen był bardzo kuszący. Posłałam swojemu odbiciu jak najbardziej denną minę, niech mnie nienawidzi, tak jak ja jego. Już miałam unieść środkowy palec, kiedy usłyszałam pukanie do drzwi i podskoczyłam niczym małą surykatka. Podchodząc do drzwi moje serce wyraźnie mnie alarmowało, gdyby potrafiło mówić teraz pewnie by krzyczało. Uchyliłam lekko drzwi, tuż, tuż, przed jego twarzą, tak by mieć pole do popisu w razie obrony przed następnym talerzem.
- Zastawa się skończyła?- Zapytałam, siląc się na pewny ton. Kiedyś, z pewnością były to stare czasy, kiedy oglądałam kreskówki na Carton Network, widziałam film dokumentalny o zwierzętach, u, których strach pobudzał jeszcze większą agresje, ale czy Aron był zwierzęciem?
-A, co chcesz dołączyć?- Droczył się ze mną jak dawniej, a to oznaczało, że pora odwołać czerwony alarm, oficjalnie zwierzę zostało uspokojone, pomyślałam z ulgą i posłałam mojej prywatnej panterze niedbały uśmiech. Z jakiegoś powodu Aro nieustannie kojarzył mi się z tą bestią. Nawet pod czas jazdy autobusem widząc baner reklamujący miejskie Zoo, na, którym bezczelnie panoszył się ten drapieżnik, pierwsze skojarzenie dotyczyło właśnie jego. Mojego wujka, dodałam gorzko w myślach. Zaraz jednak opanowałam dreszcz zażenowania i skupiłam się z powrotem na rozmowie.
-Oczywiście, że nie- powiedziałam oburzonym tonem, by zaraz dodać- W zupełności wystarczają mi ostre sztućce- Posłałam mu kolejny uśmiech i szybkim krokiem weszłam na powrót do kuchni, gdzie czekało na mnie (jak można było się domyślać) śniadanie De Lux, które składało się z: Dwóch francuskich tostów, gigantycznych placuszków z cynamonem i szklanką soku z pomarańczy. Gość wiedział jak mnie podejść. Z gracją słonia usiadłam na krześle i złapałam za sztućce, które uwaga, nie były ostre. Zaraz naprzeciw mnie usiadł sprawca mojej uczty. Spojrzałam na niego z nad talerza i zaczęłam snuć zastanowienia dotyczące terminu jego wyjazdu. Oczywiście, że nie chciałam, żeby wyjeżdżał! Przekroiłam placuszek, który pod wpływem metalu wygiął się i wyglądał jeszcze bardziej apetycznie. Jeśli macie trudności z wyobrażeniem sobie tej sceny, to przypomnijcie sobie bajkę o wygłodzonym wilku i o smakowitych owieczkach. 
Zaraz, smakowitych? Faktycznie, byłam głodna.
Aron nadal przyglądał mi się jak jem, co było, lekko mówiąc, denerwujące, a co jeśli byłam brudna na twarzy? W takich sytuacjach nie patrzy się na drugą osobę, a on ignorując całkowicie tę zasadę, patrzył na mnie uporczywie, tak jakbym miała zaraz wstać i wyjawić mu sekret życia wiecznego. W końcu nie wytrzymałam.
-Mam coś na twarzy?- Zapytałam z komicznym twarzy, a on roześmiał się na tyle gładko, żebym mogła wybaczyć mu ten wzrok.
-Od, kiedy masz przekute uszy?- Zapytał bez mrugnięcia okiem, a mi dosłownie szczęka opadła. Natychmiast dotknęłam czarnych kolczyków, które były okrągłe niczym spodki Ufo. Osobiście uważałam, że są śliczne, a co inni uważali, to już była ich sprawa. Przez chwile wpatrywałam się w niego oczekując wybuchu śmiechu, który sygnalizowałby, że był to tylko kolejny głupi żart, ale nic takiego nie zobaczyłam, całkowita powaga. Chociaż dla mnie było to najbardziej niedorzeczne pytanie dnia, a mieliśmy ranek. Uszy miałam już przekute od piątego roku życia, co stanowiło fundamentalny kołek mojego dzieciństwa i wstępu w zupełnie nową kategorię.
-Od dwunastu lat- powiedziałam ostrożnie, na co on jeszcze bardziej spoważniał. Prowadziliśmy jakąś dziwaczną wojnę na spojrzenia, co więcej, miałam zamiar wyjść z niej zwycięsko.
-Zmieniłaś się Leo- Akcentując każdy wyraz, zbliżył się do mnie, na tyle, żebym mogła zobaczyć ciemne plamki w jego oczach. Nie wiedziałam, co mu na to odpowiedzieć, więc tylko wpatrywałam się w niego zdziwiona, cięte riposty gdzieś uleciały, śmiech zniknął. Byliśmy tylko my i niewypowiedziane przez nas słowa, a ja idiotka tak bardzo go pragnęłam.

*

Co mam Wam powiedzieć,? Żadne wypowiedziane przeze mnie słowo nie będzie adekwatne do sytuacji. Patrząc na to wszystko z odległej perspektywy myślę, że zasłużyłam sobie "tę przygodę". Pytanie tylko czy
,gdybym mogła cofnąć czas i zrobić coś, o czym marzą miliony ludzi, zrobiłabym to? Teraz oczywiście odpowiem Wam przecząco, ale ironia polega na tym, że to już się stało i nic nie mogę na to poradzić. Mimo swojej nie udolności w podejmowaniu decyzji miałam pewną przewagę, ponieważ..
Plastikowa różna nie zwiędnie, a pantera nie umrze z głodu.



W związku z następnym rozdziałem: 
Dziękuje, dziękuje, thank you! 
Ciesze się niczym aktor na rozdaniu 
Oscarów, mimo, ze i tak żadnego nie dostanie :) 
Mój instynkt Sherlocka podpowiada mi
,że nie będzie żadnego szumu wokół tego wpisu bo :
-Za długi
- Szablon szybko nas denerwuje i utrudnia czytanie (sprawdzałam) 
Mimo wszystko mam cichą nadzieje
,że pojawi się chociaż jeden komentarz

6 komentarzy:

  1. wciągające. czytam każde twoje opowiadanie jakie pojawi się na tym blogu, i jestem zachwycona ( jak zawsze)
    klucz-do-koszmaru.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Gratuluję, zostałaś nominowana do drugiego etapu w konkursie na moim blogu! Koniecznie potwierdź udział! Życzę dalszych sukcesów.
    Evenstar
    http://hogwart-naszymi-oczami.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Instynkt Sherlocka? Czyżbyś należała do fanów Benedicta (błagam powiedz, że tak)? :D
    W każdym razie co do rozdziału... Parę razy zauważyłam przecinek nie tam gdzie trzeba, lecz w tym temacie za bardzo nie będę się udzielać, bo sama mam z interpunkcją problemy. :P
    Dalej.. Sam pomysł bardzo interesujący, szczególnie prolog inny i niepowtarzalny. Jestem ciekawa jak to się dalej rozwinie. Życzę sukcesów i pozdrawiam. :)

    meaningless-iso13.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sherlock, postać legendarna i godna podziwu, ale ostatnio zauważyłam nim nagły wstrząs. Może dlatego znalazło się tu do niego nawiązanie, konkretnie nie wiem, jak już piszę to "bez głowy" :)

      Usuń
  4. Blog jest bardzo ciekawy ,a opowiadanie wciągające :) Masz ogromny talent , nie myślałaś kiedyś o wydaniu własnej książki ? Czekam na dalsze posty :)

    POZDRAWIAM : http://karolekandkarolek.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń