niedziela, 6 kwietnia 2014

V- Imperium Rzekomych

Możemy mieć wszystko, ale co z tego?
Nigdy nie posiądziemy wolności, My, zamknięci w klatce ludzkich opinii.



Na siłę zdusiłam w sobie przerażenie, spowodowane odkryciem mojej zastrzeżonej dla wszystkich lokalizacji i śmiało zmierzyłam się ze stalowym spojrzeniem Gabriela. Przebiegając spojrzeniem po jałowej drodze przypomniałam sobie o pozycji, jaką przyjął w tym wszystkim, on, mój odwieczny powiernik, nieświadomy acz kol wiek przydatny. Uśmiechając się od ucha do ucha niczym rekin żarłacz z wielkich mórz, pomachałam w jego kierunku. Dwa metry to jeszcze nie taka duża odległość, ale już stamtąd dokładnie zlustrowałam jego zaskoczone spojrzenie. Słońce jeszcze nie wzbiło się na sam szczyt, tym bardziej to ja powinnam być zaskoczona tym nagłym spotkaniem. Gab nie był rannym ptaszkiem. Dla niego wstanie o godzinie wcześniejszej niż popołudniowy wywóz śmieci, było czymś niewykonalnym. Stojąc tak naprzeciw siebie, za pewne oboje obmyślaliśmy jakieś nierealne scenariusze, co do miejsca naszego spotkania. On, prawdopodobnie- Pizza nie dojechała i poszła ich zaskarżyć. Znałam go wystarczająco długo by moje teorie liczone w procentach wynosiły minimum osiemdziesiąt osiem procent. Mierzyliśmy się wzrokiem jak to oboje mieliśmy w nawyku, czekając aż któreś wyjaśni tę dziwaczną sytuacje. Jak zwykle cały obowiązek spadł na mnie! Nie omieszkałam mu dogryźć.
-Gabrysiu, powiedz mi, nie znudziła ci się przypadkiem ta motorynka?- Zmierzwiłam sobie blond włosy, starając się przy tym wyglądać równie spokojnie, co przy zamawianiu pizzy i zaśmiałam się nieszczerze odchylając przy tym głowę. Miałam tę świadomość, że mój wygląd łudząco przypominał złą macochę, która przygotowuje się do zabicia cnotliwej śnieżki.
-Jak zwykłe piękna i trzeźwa- szalony kierowca motorynki nie pozostawał mi dłużny. Widząc jak szatyn zsiada z motoru przypomniałam sobie o telefonie, który teraz alarmował mnie o połączeniu.
„Aron” O zgrozo! Przerażona nie na żarty drżącą ręką odrzuciłam połączenie, zanim się powstrzymałam wyrwało mi się ciche westchnienie, które z kolei sprowokowało szatyna do bardzo nie komfortowego pytania.
-Niech zgadnę- mówiąc to przyłożył sobie palce do ust w geście zastanowienia, by zaraz po chwili można było zobaczyć nieznośnie iskierki oświecenia- nabroiłaś księżniczko i z tego, co widzę naprawdę poważnie. Nasza wielka bestia w domu?- Zaśmiał się podobnie jak ja przed chwilą, a ja starając się ukryć histerię odwróciłam od niego wzrok, jednakże zaraz poczułam napływającą do mnie niepojętą złość, wzburzenie ogarnęło mnie aż po czubki palców. Przejeżdżający kierowcy z zaciekawieniem przyglądali się tej scenie, na co jeszcze bardziej się zdenerwowałam i wykierowałam ku nim środkowy palec. Moje ostatnie reakcje z całą pewnością nie były adekwatne do sytuacji, w jakich się, o dziwo, często znajdowałam, po prostu kolejny argument popierający moja tezę pt „Kaylani oszalałam”, a „nie oszalałam” dodałam pośpiesznie w myślach. Za moimi plecami rosły w oczach ogromne pola, na których można by było osadzić nie jeden kurort Spa. No proszę, okazuje się, że wpływ ojca na mnie był silniejszy niż myślałam. Miałam siedemnaście lat, uciekłam z domu i już planowałam budowę ośrodków na dzikich polach w drodze na nielegalną wyprawę do Neapolu.  Ta myśl z kolei sprawiła, że zaczęłam bacznie przyglądać się machinie piekieł, jaką przybył tu Gabryś, czym godnie zasłużyłam sobie na jego zdziwione spojrzenie. Znaliśmy się od siedemnastu lat i jeszcze nigdy z takim zainteresowaniem nie wpatrywałam się w żadną jego rzecz. Można było się domyślić, jaki miałam w głowie plan, który prawdopodobnie można było zobaczyć w moich oczach, jak projekcje filmową.  Uśmiechnęłam się kokieteryjnie i przybliżyłam się powoli do Morgan’ a.
-Nawet o tym nie myśl- powiedział szybko
-Oj, no weź!- Tupnęłam nogą jak mała dziewczynka i rzuciłam mu naburmuszone spojrzenie- chcesz, żeby mnie napadł tutaj jakiś pedofil?! Do Neapolu jeszcze daleka droga- dodałam smutnym głosem.
Czułam, że za chwile usłyszę z jego ust zrezygnowane „tak”. Nie potrafiłam się samoczynnie omamiać mrzonką niewiadomych. Zapewniam, wiedziałam, co i jak robię. Milczący Gabryś tylko mnie w tym upewniał. Z planem w głowie, odkręciłam się gwałtownie i ruszyłam na swój dotychczasowy tor. By zaraz po chwili usłyszeć poddańczy warkot silnika i uśmiechnęłam się z triumfem. Motor zatrzymał się obok mnie, zaś kierowca wyciągnął ku mnie rękę z kaskiem. Ciemny kombinezon opinał jego ramiona w sposób, jaki bynajmniej zaliczał się do bardzo seksownych. Gdybym nie była jego przyjaciółką, mogłabym się zakochać, ale byłam. Zaśmiałam się szczerze i spojrzałam na niego wymownie.
-Wsiadaj- odpowiedział rozzłoszczony. Z nadal widocznym uśmiechem wdrapałam się na motor i pomknęliśmy ku miastu. Wiatr smagał mnie potwarzy, kiedy mijaliśmy różne samochody. Za nami jakieś volvo, przed nami ford, którego również szybko doścignęliśmy. W jednej chwili poczułam się wyjątkowa. Przytuliłam się mocniej do Gabriela, licząc, że ta chwili będzie trwała wieczność. Nie bałam się nawet wtedy, kiedy pokonując zakręt moja noga była jakieś parę centymetrów od nagrzanego asfaltu. Jechaliśmy slalomem jeszcze jakieś trzy kilometry, potem już tylko pamiętam długą oświetloną drogę obiecującą ogromne emocje. Śmiałam się jak na najlepszym kabarecie, nie, dlatego, że kierowca był takim wyśmienitym komikiem, ale ze względu na podstawowe fakty: uciekłam z domu, zignorowałam Arona, czego nigdy prze nigdy nie robiłam oraz właśnie wyminęliśmy tira dosłownie metr przed nadjeżdżającym kierowcą. Jasne, trąbił i to nawet głośno, ale oboje zbyliśmy to śmiechem, czułam niepowstrzymaną potrzebę uniesienia rąk, ale wiedziałam, że robiąc to skazałabym się na śmierć. Przynajmniej umarłabym szczęśliwa, czego wielu ludziom nie można było podarować.



3 komentarze:

  1. Jeju... Ale Ty masz talent :) Serio. Nigdy nie czytałam tak fascynujących opowiadań. Potrafisz budzić napięcie, Twoje opowiadania pobudzają wyobraźnię i sprawiają, że chcę czytać jeeeszcze więcej! Tak trzymaj! Powodzenia w dalszym pisaniu.
    Stała czytelniczka Twojego bloga,
    Evenstar.

    OdpowiedzUsuń
  2. O telnet to można posądzać Szymborską,a nie o, takie "coś" :) Mimo mojego krytycyzmu dziękuje, staram się być poważną i "dystyngowaną", ale, kurczę każdy choćby o ociupeńkie pozytywny komentarz przyjmuje jak małe dziecko. Tym bardziej jeśli nie mieści się w powyżej dwóch słowach ^^ Jeszcze raz dziękuuuje.

    OdpowiedzUsuń
  3. Przyznam, że piszesz bardzo specyficznie, ale podoba mi się. Ładny szablon, postaram się wpadać co jakiś czas :)

    OdpowiedzUsuń