„Prawda nie sprawia
tyle dobrego, ile złego sprawiają jej pozory. ‘’
Ciężko wzdycham kręcąc
przy tym głową, jakby ruchy ograniczone tylko do dwóch kierunków, mogły coś
zmienić. Nie czuje się przy tym jak dziecko, czuje się jak nieudacznik życiowy.
Wiecznie na kłamstwie i smutku, ale przecież przez to nie byłam gorsza, prawda?
„Nieudacznik życiowy” jak to pięknie określiłam, ostatniego dnia pobytu wśród
różowych ścian, wcale nie jest gatunkiem rzadko spotykanym, a tym bardziej
wymarłym. Możemy go zaobserwować w każdym miejscu zaopatrzonym w lustro. Spójrz
w nie czasem i powiedz sobie prosto w twarz, że nigdy w życiu nie popełniłeś
żądnego błędu. Możesz zełgać, zbyć to stwierdzenie machnięciem ręki, ale ono
samo nie zniknie. Pod fasadą myśli zbytecznych zawsze będzie górowało. Nie
namówię Cie do zmiany nastawienia, ani nawet odejść od złych nawyków, w końcu,
po co? Tak, kochamy tworzyć pozory, zabijać czas, niszczyć samych siebie,
omamiać złudnymi iluzjami wolności. Tak, krzyczymy, że chcemy wyzbyć się
cierpienia, a co robimy, żeby się uleczyć? Lecimy w kierunku najgorszego jak
ćmy zwabione zwodniczym światłem. I wiecie, co? Kocham tę samo destrukcję, a
jeszcze bardziej egocentrycznego Boga, który nas skazał na ten stan. A możemy
sami siebie na to skazujemy? Czy w ogóle jest jakiś sens tego błędnego
koła?
-No, odpowiedz mi!- Mój
krzyk przerwa rozległą cisze, która osiadła na nagrobku ziejącym na moje oczy z
nad przeciwka. Wolną ręką podnoszę kamyk leżący po lewej stronie ławki, zaraz
pod nakrywą koloru białej czekolady i rzucam nim prosto w kwiatowe ornamenty
zdobiące inskrypcję. Siła nacisku sprawia, że szklana tablica pęka, tworząc
drobne rozgałęzienia. Łzy staczają mi się po policzku, gdy biegnę wzdłuż
cmentarnych alei. Marzę tylko o tym, by znaleźć się w domu, ale i ta możliwość
została mi przed wcześnie odebrana. Bo przecież nie mam domu. Dobiegając do
stalowej bramy obrytej śladami rdzy, odkręcam się ostatni raz spoglądając na zniszczenia,
jakich dokonałam. Nawet to zniszczyłam. Boże, przecież nie chciałam tego!
Przerażona wybiegam z cmentarza, a przed oczami mam już tylko niewyraźny obraz
tego, co kiedyś było. Przede mną rozrastają się niewidoczne budynki, pokryte
poranną mgłą. Biegnę na oślep, chcąc znaleźć się jak najdalej od miejsca zbrodni.
Jestem potworem. Boże, co ja zrobiłam!? Ostatkami sił upadam na żwirową drogę,
raniąc sobie kolana. Ziemia wita mnie ochoczo, bólem i bezsilnością. Nic
niewidzącym wzrokiem wpatruje się w swoje dłonie. W chwili słabości ludzie
myślą, o śmierci, zapomnieniu, ucieczce. Ja celebruję swoją leżąc nieopodal
miejsca, gdzie w ostateczności wyrzekłam się swojej rodziny, myśląc nie o
śmierci, zapomnieniu, ani nawet ucieczce. W głowie mam tylko jeden głos
protestu, który brutalnie krzyczy o zemstę. To on mnie podnosi, mówi gdzie mam
podążać, nie pozwala zapomnieć. Wstaje i zaczynam cicho wystukiwać rytm marszu,
prowadzona przez swojego mordercę.
*
Tak, dziewczyna leżąca w
zmiętej pościeli, to ja. Uciekinierka! Boże! Jak to uroczo brzmiało. Poczucie
wolności nie opuszczało mnie aż do zamknięcia drzwi przez wściekłego ojca w
burgundzie. Dopiero potem zdałam sobie
sprawę jak to wszystko niezręcznie wyszło. Dosyć, by można było umiesić to w
lokalnej gazecie. Dwójka roześmianych nastolatków na motorze Honda Blackbird (W
napływie pompatyczny pobudek dodaje, że jeden egzemplarz, przekracza możliwości
zarobkowe w czasie dwudziestu lat, czterdziestu mężczyzn) mija wóz policyjny
robiąc przy tym za czarną smugę prędkości. To, w jakim klimacie potoczyła się
reszta zdarzeń można było się samemu domyślić. Spróbuje je skrótowo podsumować
w pięciu uprzejmie składających się słowach: Widziałam wnętrze lodówki, było
ciemno. Fakt, nie zmieściliśmy się dozwolonej prędkości, dobrze, jestem skłonna
uwierzyć na słowo paru cyferkom, ale żeby do razu nas zamykać!? Na dodatek
mogłabym sobie dać głowę uciąć, że na zarekwirowanym jednośladzie wesoło
odjechał sobie jeden z „Panów w mundurze” przy tym bardzo naginając
ograniczniki prędkości. Taka to już
sprawiedliwość. Cóż, inaczej wyobrażałam sobie ten dzień. Liczyłam, że do
Neapolu dojadę, jako niekwestionowana królowa szaleństwa przy boku seksownego
motocyklisty palącego frywolnie papierosa, a tu „BUM”, jestem w pokoju,
kompletnie bezsilna. W filmie zapewnie wyglądałoby to inaczej. Prędkość
wzrastałaby z każdym porwanym ze sobą kilometrem, śmiech byłby głośniejszy, a
droga wspanialsza. A już na pewno reżyser nie wpakowałby nam na drogę
policjantów. W końcu, w jakich filmach akcji, głównych bohaterów w finałowym
momencie zatrzymuje policja?! No proszę
Was, tak się po prostu nie dzieje. Chyba, że reżyser ma wyjątkowo wypaczone
poczucie humoru. Dla jasności, cała ta sytuacja zdecydowanie nie była
jednoznacznym synonimem słowa „zabawa”.
Już raczej tego przeciwieństwem. Wściekła i nadal uziemiona uporczywie
wpatrywałam się w książkę, wcale nie rozumiejąc czytanych słów. Cały czas
przelatywały mi przed oczami ostatnie zdarzenia. Ogółem to wszystko było
niesamowite. Jedno pytanie mnie tylko uporczywie męczyło. Jakim cudem się tam
znalazłam? Rozumiem, kłótnie zdarzają się zawsze, nie ma zmiłuj, bez kłótni nie
ma porządnej miłości, ale co tym razem było aż tak dramatyczne, że postanowiłam
rzucić na dno rozsądku wszystkie dotychczasowe zasady i wybiec jak wariat? I
jak ja w ogóle znalazłam się z Gabrielem na jednym motorze jadąc jak szaleńcy
do Neapolu? Neapolu! Przecież wiedziałam, że miał go od dawna, to, czemu
dopiero teraz się na nim znalazłam, śmiejąc się z powolnych kierowców
jeżdżących Tico? Do głowy wpychała się tylko jedna odpowiedź: odwaga. Rzucając
wszystko i robiąc te szalone rzeczy miałam wszystko w głębokim poważaniu, byłam
wolna. Dziecinność moich czynów była niedomierzenia, przebiłam wszystkich niedojrzałych
schizofreników. Zrobiłam to i w tej chwili byłam pewna tylko jednego, musiałam
to powtórzyć! Z odbijającą się na twarzy z nadzieją porwałam telefon z szafki i
wybrałam numer Gabriela, co dziwniejsze zdeprymowany tatuś nie skonfiskował mi
telefon zakładając pewnie przy tym, że i tak nie będę miała w zamiarze go
używać. Za to natchniony po średniowiecznych filmach postawił na najgorszy
rodzaj tortur. Zabrał mi książki, wszystkie poza tą jedną, która w tej chwili
cicho wzywała mnie za kołdry. Czekałam na połączenie jeszcze parę minut, nie
odbierał. Odpowiedź była jedna, zabrali mu telefon. Rozczarowanie weszło do
mojej głowy bez pytania, nawet nie zapukało. Za to ręka samoczynnie już
wędrowała do porzuconej książki. Trudno, chociaż ona jedna ode mnie odbierze w
każdej chwili. Pokój zalewało zielone światło lampki nocnej, tworząc przy tym
miły półcień, chociaż piękne, nie odpowiednie do czytania. Ja mimo wszystko
cały czas usilnie ignorowałam ten fakt. Słysząc pukanie najeżyłam się w środku,
ręka trzymająca książkę momentalnie stężała, ostrzegając mnie przed kolejnym
starciem. Nawet nie zauważyłam, że wstrzymuje oddech, bo, gdy tylko zza drzwi
ujrzałam czarną czuprynę i muskularne ciało, poczułam ból w klatce piersiowej.
Próbując stłumić dreszczyk ekscytacji, przybrałam maskę obojętności, chociaż
oczywiste było, że w środku raz po raz wykrzykiwałam słowa „Boże, on tu jest! W
moim pokoju! Przyszedł do mnie!”
Irracjonalne było w tej chwili myślenie tylko o tym, żeby nie stać się
czerwoną jak piwonie, ale ja jak na złość tylko na tym się skupiałam. Dłonie aż
krzyczały o zaciśnięcie ich na kremowej pościeli, ta jednak czynność z kolei
ujawniłaby moje zdenerwowanie. Oczy tak bardzo zawzięte, w tej chwili śledziły
każdy ruch Arona, który usiadł na łóżku obok mnie. Moja reakcja nastąpiła
natychmiast. W jednej chwili schodziłam z łóżka, a w drugiej już znajdowałam
się przy oknie. Zaskoczony brunet uniósł brew, jakby próbował jeszcze bardziej
mnie rozzłościć. Nie udało się.
-Przyszedłeś–Urwałam
udając zamyślenie- Podziwiać mój pokój? Zastrzegam sobie prawa autorskie. Nikt
nie ma prawa mieć takich samych pacynek na ścianie.-Spojrzałam na niego udając
powagę- Nikt. Atmosfera momentalnie się rozluźniła, a ja poczułam rozpierającą
mnie dumę, niczym Obama po przemówieniu. Nie potrafiłam wyjaśnić tego zjawiska,
ale w kontaktach z Aronem nie było żadnych zająknięć, uszczerbków, jedynie moje
reakcje na niego pozostawiały wiele do życzenia.
-Myślałem, że to
marionetki- Powiedział zaskoczony.
-Mniejsza z tym-
machnęłam ręką- Na jedno wychodzi- dodałam z uśmiechem. Pchnięta jakąś okrutną
siłą usiadłam obok niego, patrząc mu bez mrugnięcia w oczy.
-Czego chcesz?- Mówiąc
to udałam podejrzliwość. Wiedziałam, po co przyszedł, trudno było się nie
domyślić, ja jednak nie chciałam od niego usłyszeć monotonnych pytań typu „Oh
Leonii ty nigdy się tak nie zachowywałaś, więc, czemu teraz?!”, „Co się z tobą
dzieję!?” Wystarczająco dużo takich wypowiedzeń nasłuchałam się do ojca, nie
chciałam tego ponownie usłyszeć od niego. Mimo wszystko to, co usłyszałam
głęboko odstawało od tego, co zafundował mi Emil.
-Rozumiem Leo, masz
prawo być- przerwał unosząc w moim kierunku oskarżycielsko wskazujący palec-
Uparta, porywcza, nietaktowna, pyskata, mam wyliczać dalej?- Zaśmiałam się.
-Nie, tyle wystarczy-
odpowiedziałam z uśmiechem, podnosząc się ku fotelowi. Nieoczekiwanie poczułam
na swoim przegubie silny uścisk Arona, zaskoczona nawet nie próbowałam
zareagować. Jeszcze bardziej zaskakujące było jego dalsze zachowanie, gdy
pociągnął mnie z powrotem na łóżko i przygwoździł spojrzeniem. Może to idiotyczne, ale nawet chwilowy dotyk
z jego udziałem pobudzał każdą komórkę mojego ciała. Nie potrafiłam się
otrząsnąć z tego nagłego transu, jak lunatyczka siedziałam wyłapując jego
słowa, które wypowiadał nienagannie jak nigdy, wodząc przy tym palcem po moim
przegubie, jakby moja skóra była czymś wyjątkowym. Palce muskające moją rękę
zaczęły nagle zaciskać się na mojej dłoni. Zafascynowana wplotłam jego pace w
moje. Ten widok jeszcze bardziej mnie rozczulił. Czułam się bezpiecznie.
-Nie życzę sobie, żebyś
tak mi uciekała. Nigdy więcej rozumiesz?- Na ostatnie słowa nałożył nacisk,
którego mógłby mu pozazdrościć nie jeden porucznik wojska. Tymczasem ja, jak
zidiociała śpiąca królewna śnieżka kiwnęłam nie znacznie głową, dając mu dalsze
pole do wypowiedzi.
-Martwię się, martwię
się tak bardzo, że potrafiłem zjeździć całe miasto, żeby tylko cie odnaleźć.-
Wydawałoby się, że robiąc przerwę zbiera się na wyznanie, którego nikt nie
chciałby usłyszeć. Za jego spojrzeniem kryło się coś strasznego, wiedziałam to
już wtedy. Tylko serce, serce pragnęło jego słów bez względu na konsekwencje,
byle tylko zagłuszyć ten irytujący ból w głowie, w postaci popełnionych
wcześniej błędów. Za sprawą jego dotyku czułam, że życie postanawia wyjść do
baru razem z kumplem cierpieniem zostawiając mnie samą z bijącym sercem. Wiem,
mało romantyczna metafora, ale czego oczekiwać od nastolatki żyjącej tylko
utworami Dickens’ a? Stracone myśli wyszły naprzeciw spojrzenia bruneta i
momentalnie się poddały, zostaliśmy sami. Chyba po raz pierwszy. Ja i on. Jego
ręka powoli przesuwała się w kierunku mojej twarzy, by tylko dotknąć policzka przerażonej
Leo Kalyani. Byłam jednocześnie rozdarta i podniecona, miałam tę świadomość, że
w tej chwili Aron jednoznacznie wykracza poza relacje Siostrzenica- Wujek, ale
za nic w świecie nie chciałabym, żeby przestał mnie dotykać. Spragniona jego
dotyku rzuciłam, tak, dosłownie rzuciłam się na niego, opadając razem z nim na
miękką pościel, która z przyjemnością nas przyjęła. W tamtym konkretnym
momencie nie czułam się jak Merlin Monroe, ani nawet jak Jessica Alba. Czułam
tylko ogień, leżąc na nim, jednocześnie mając tę chorą świadomość, że to, co
robimy podchodzi pod jawne kazirodztwo. W porywie szaleństwa włożyłam mu ręce
pod koszulę i zaczęłam nimi wodzić po jego nagim torsie. On nie zostając mi dłużnym,
szybkimi ruchami zaczął zdejmować mi bokserkę i właśnie ta czynność była dla
mnie jak chlustnięcie wodą prosto w twarz. Jak oparzona natychmiast z niego
zeszłam i drżącymi rękoma przeczesałam włosy. Między mną, a Aronem wdarła się
ciężka atmosfera, która ostatecznie uświadomiła mi to, co przed chwilą
chcieliśmy zrobić. Do mojej głowy wraz z napływem rozgoryczenia i wstydu napłynęło
jedno wstrząsające pytanie „A co, gdyby ojciec tu wszedł?”
-Przepraszam- Słowo
rzucone przez bruneta, natychmiast mnie otrzeźwiło, ale, gdy tylko podniosłam
głowę jego już nie było. Zostałam sama. Znowu.
Wiem długo, na sarkastyczne pytanie "A dłużej się nie mogło?"
Z cała pewnością i uśmiechem odpowiedziałabym
"Jeszcze się nie rozkręciłam *mruga*"
Mimo wszystko dziękuje za odwiedziny, w komentarzu
zostaw link do swojego bloga, zerknę na pewno :)
Jaki piękny blog *.* Fajnie piszesz :*
OdpowiedzUsuńStrasznie tu mrocznie ;o Masz taki nietypowy i tajemniczy styl pisania. http://falenka.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńJejku, Ty niedługo posiądziesz sławę pisarską! Naprawdę. Ten rozdział to po prostu mistrzostwo. I część posta - taka tajemnicza, mroczna, opis przeżyć Leo po prostu doskonały! Ale II część... I spotkanie Leo i Arona, siostrzenicy i wujka po prostu mega! Opis tego, jak są zamknięci w błędnym kole: chcieliby być razem, ale to niemożliwe... :( To takie smutne. Mam nadzieję, że jednak wszystko dobrze się potoczy, i zarówno Aron, jak i Leo będą szczęśliwi. Główna bohaterka, moja ulubienica zresztą :) naprawdę jest nieobliczalna, ale właśnie to jest w niej cudowne. A odbiegając od historii, błędów w opowiadaniu nie dostrzegłam - ani jednego! Jak to możliwe? :) Jak można pisać, nie robiąc błędów? :) Oj, Alice, Alice... :) Jesteś tak samo nieobliczalna jak Leo! Bo na pewno nikt z moich znajomych nie ma takiego wielkiego talentu jak Ty. :) Rozwijaj to! I przede wszystkim nigdy, ale to przenigdy się nie poddawaj! Pisz jak najwięcej, bo losy Leo zaczęły mnie straszliwie wręcz interesować. :) To może już skończę, bo się trochę rozpisałam, co raczej w moim trudnym przypadku gadulstwa nie jest wskazane. :D Powodzenia Ci życzę i duuużo uśmiechu! :)
OdpowiedzUsuńTwoja blogowa przyjaciółka - Evenstar
hogwart-naszymi-oczami.blogspot.com
P.S. Trzymam kciuki za sukces Twojego bloga!
Co piszesz, to ja się uśmiecham! Przez Ciebie normalnie dołeczków na policzkach dostane ;D Twoja opinia jak żadna inna chyba najbardziej się dla mnie liczy. Przede wszystkim zawsze mogę liczyć na Twoją szczerość. Dziękuje, że jesteś :)
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńCo rozdział to lepszy! Ja cie z jednej strony uwielbiam ,a z drugiej nie znoszę. Jak ja przy twoim blogu stawiam te nieszczęsne swoje blogi to dochodzę do wniosku że jestem cienka jak słomka i że ja w ogóle nie umiem pisać ;(
OdpowiedzUsuńhttp://klaus-mikaelson-opowiadanie.blogspot.com/
http://katherine-pierce-story.blogspot.com/
Nie porównuje się blogów! :) Blog to blog, książka to książka, a kiepskie poczucie humoru to brak znajomych XD Tak więc, nie ma blogów "lepszych czy tam "gorszych" każdy jest wyjątkowy. A tak w ogóle to czytałam oba Twoje blogi i szczerze mogę stwierdzić, że są świetne! ^^ (Boże, jeszcze nigdy w żadnej wypowiedzi nie użyłam tylokrotnie słowa "blog")
UsuńObiecałam, że zajrzę do Ciebie i nie żałuję :)
OdpowiedzUsuńWarto było poświęcic te kilka minut, żeby przeczytac to, co napisałaś. Naprawdę ciekawe i będę wpadac tu częściej :))
Pozdrawiam i trzymam kciuki dalej :)
Ślicznie napisane :)
OdpowiedzUsuń3maj się cieplutko ^^
Jeżeli ci się spodoba zaobserwuj.
http://moda-ma-zasady.blogspot.com/
Ciekawe, dobrze piszesz. Mi się zawsze na dłuższą metę nie chce pisać opowiadań ;) możesz książkę wydać, rewaelacja ;)
OdpowiedzUsuńDziękuję ci serecznie za nominację i zapraszam do zobaczenia odpowiedzi i przeczytania kolejnego rozdziału:
OdpowiedzUsuńhttp://katherine-pierce-story.blogspot.com/2014/04/rozdzia-2-cierpienia-duszy.html
Szczeże dobrze by byłogdybys skomentowała ,bo mi się wydaje że cos mi źle ten rozdział wyszedł.
Całuskie Ellcia :*