niedziela, 27 kwietnia 2014

VII- Szklany Krzyk



„Czuje się jak więzień.  I co z tego, że nie ma krat?
Kraty są we mnie, w mojej głowie.”



Rozgwieżdżone niebo, papieros, który nigdy nie zazna życia i ja - blondynka z aspiracjami wprost proporcjonalnymi, co do rozmiarów moich nowych marzeń. Witamy w bezdenności! Tysiące małych promyków poprzekłuwanych złota nicią na czarnym nieboskłonie, w tamtej chwili patrzyło w moim kierunku. Tymczasem siedząc kilka metrów nad ziemią usadowiona na zimnym parapecie, który jeszcze przypominał mi o tym, że żyje, myślałam nad wszystkim, co zmieściło się w ramach dzisiejszego dnia. Między oczami dosłownie przeleciała mi namiętna scena między mną, a Aronem. Czułam, że zapadam w pewnego rodzaju trans bez miejsca na ujście dla emocji. Wszystko w nim przeżywam z czterokrotną siłą. Oczy wpuszczone między czarne myśli, pozostawały niewzruszone. Moc tego doznania dosłownie sprawiła, że skuliłam się w sobie. Nogi przewieszone przez zewnętrzną stronę parapetu muskał wiatr, cieszący się niezmienną wolnością. Coś podpowiadało mi, że świat tak nie wygląda, nie prezentuje się w ten sposób. Niebo zbyt idealne, spokój zbyt dobrze ukryty za burzliwymi myślami, czy ja na pewno żyłam? Przez chwile wpatrywałam się w niezapalonego papierosa, a małe ukłucie wspomnień ponownie poderwało moją głowę ku górze. Skumulowane głosy niewidzialnych istot walczyły o władze nade mną. Któraś z nich szeptała roznoszącym się echem „Skocz”. Z trudem, ale podjęłam próbę spełnienia tego rozkazu. Trzymając się framugi pochyliłam się, patrząc ziejącej przepaści prosto w oczy. Wstrzymałam oddech, myśląc nad następnym krokiem. Grobowa cisza zagarnęła do siebie okolice, zmuszając ją do nerwowego obserwowania.
Widownia czekała, cisza krzyczała.
Po niej nastąpiła natychmiastowa reakcja- skoczyłam.



Wiecie, czym jest przebudzenie? To moment, w którym zazwyczaj wybieramy jedną z dwóch skrajnych emocji. Radość lub smutek. Budząc się z głośnym wdechem, niczym topielec pozbawiony tlenu zbyt długo, nie wybrałam żadnej z nich. Chciałam poczuć ulgę, cieszyć się faktem dokonanym, żyłam! Zamiast tego powili uświadamiałam sobie, czego dokonałam wczorajszego dnia. Ogarnęła mnie panika, oszalała i niekontrolowana. Jednym ruchem zeskoczyłam z łóżka, zbliżając się do miejsca mojego samobójczego skoku. Litości! Czy jestem aż tak naiwna, żeby odbierać jakiś sen, jako sygnał możliwego popełnienia samobójstwa?! Bardzo zabawne. Mogłam się również śmiało pośmiać z faktu, że zostałam jawnie zignorowana. Telefon porzucony po wczorajszym dniu wręcz błagał mnie o uwagę, mi jednak wystarczyło jedno spojrzenie w jego kierunku, żeby wiedzieć, że moje istnienie w tej chwili bynajmniej nie obchodziło jaśnie Gabriela. Nie roztrząsając tej sprawy dłużej niż trzy sekundy czasu środkowoeuropejskiego, ruszyłam do szafy potykając się przy tym w akompaniamencie wzburzonych pomruków, wyjęłam z górnej szafki czysty podkoszulek, zaraz po chwili ponownie dopadła mnie zmora wczorajszego dnia i dosłownie opadłam na obojętną mi podłogę. Drżące ręce jak u chorego na padaczkę same wędrowały w kierunku powiek z, pod których zaczęły spływać gorzkie łzy. Kolejny niekontrolowany atak trwał przez następne piętnaście minut, kiedy to na zmianę ocierałam oczy i je nawilżałam. W końcu nawet płacz miała mnie dosyć i odszedł zostawiając po sobie napuchnięte oczy i puste spojrzenie, które kierowane przed siebie nie miało nic do zaoferowania. Mijały następne minuty. Powinnam była o czymś myśleć. Czymś- ludziach, rzeczach, książkach, nawet użalać się nad sobą, jak to ostatnio lubiłam. Ale nie potrafiłam. Paraliżujący strach wchodził we mnie bez najmniejszych oporów, traktowała mnie jak swoją prywatną ostoję. A co ja zrobiłam, prywatna ostoja? Wstałam, otrzepałam z piżamy niewidzialne pyłki i ponownie zaczęłam szukać ubrań, tym razem, na chybił trafił. Z obojętnością wymalowaną na twarzy, przez najlepszego malarza w swoim fachu, zeszłam po schodach nucąc przy tym marsz żałobny. Rozżalałam się nad ich budową i klęłam każdy schodek schodząc po nim. Przy ostatnim stanęłam łapiąc spazmatycznie oddech.  Dom, w tym szczególnym przypadku wyglądający jak hotel wydawał się opustoszały. Ale nie dajmy się zwieść, gdyby był to horror pewnie już bym została potraktowana piłą łańcuchową z mechanicznym rozruchem.  Płytki w kolorze błota zmuszały mnie do przyśpieszenia kroku, gdyż ich zimno mroziło mnie dogłębnie. W tym przypadku ludzka natura zwyciężyła. Wreszcie stając naprzeciw drzwi prowadzących do kuchni, wiedziałam, że zejście tu było błędną decyzją podjętą w kompletnym amoku. Instynktownie przetarłam czerwone powieki i zaczęłam ćwiczyć uśmiech, który miał by być moją kartą wstępu na teren „szczęśliwych” ludzi bez problemów. I dostałabym się tam, gdyby ktoś nie otworzył drzwi w tamtym właśnie momencie, burząc moje całe opanowanie. Z miną przestraszonej myszki miki lustrowałam wzrokiem ojca, który dla odmiany miał na twarzy wyraz odbitego rozbawienia. Natychmiastowa ulga zalała cały mój umysł. Nie wiedział. Boże, nie wiedział!
-Dzień dobry!- Natychmiastowa zmiana ról, co prawda, trwała sekundę, ale wysiłek za to był monstrualny. Ćwiczony parę sekund wcześniej uśmiech miał informować cały świat o moim rozradowaniu. Równie dobrze mogłabym wznieść ręce ku niebu i rozpocząć swój taniec na część niewiedzy. Oczywiście namiastką tego był moje spontaniczne wpadnięcie w ojcowskie ramiona.
-Leo?- Ojciec nawet nie starał się ukryć szoku. Wyplątując się z moich objęć stanął naprzeciw mnie i rozpoczął prześwietlenie mojej osoby, mające na celu wykryć moje ewentualne nieczyste intencje. Oczywiście ich nie znalazł, bo chociaż zaliczałam się do największych nimfomanek tego tygodnia, to moje gesty względem ojca były szczere. Ogarniająca mnie euforia natychmiast się ulotniła, gdy tylko usłyszałam głos, który wczoraj wymawiał pośpieszne „Przepraszam”.
- Nadal nie wiem, co się wczoraj stało z Leo, nawet nie dało się z nią wczoraj porozmawiać, ale jestem pewny…- Aron wchodząc do jadalni natychmiast przerwał, kierując w pierwszej kolejności wzrok prosto na mnie. Na powrót wróciły do mnie wydarzenia z wczorajszego dnia. Tym razem z odmiennym skutkiem, ponieważ tylko przełknęłam głośno ślinę, mając w sobie setki wstrzymanych słów. Osobą, która blokowała je wszystkie był ojciec, kompletnie nie świadomy niczego, co stało się wczorajszego wieczoru. Z chęcią uciekłabym stamtąd jak najdalej Arona, który z kolei chyba pomyślał o tym samym, ponieważ tylko milczał wymownie wskazując wzrokiem na drzwi. Przerwane przez niego zdanie już dawno zostało zapomniane, gdyż ojciec rozpoczął nowy, na szczęście zupełnie neutralny temat.
- Zgadnij Leo, jaka nas dzisiaj czeka niespodzianka?- Przerwał, czekając na moje choćby cząstkowe zaciekawienie. Niestety nie doczekał się go, gdyż z koncentracją godną pit bulla wpatrywałam się framugę drzwi, co dziwniejsze tej, która znajdywała się najdalej od bruneta. Mimo wszystko niezrażony tym ojciec kontynuował-Idziemy na pizze!- Mówiąc to zatarł komicznie ręce, jakby pizza była czymś, na co od dawna czekał. Natomiast dla mnie była to rzecz nie do pomyślenia. Pizza? Na śniadanie? A co miało być jutro? Kebab w pobliskiej budce? Z jawnym buntem w oczach nie przejmując się patrzącym Aronem usiadłam na krześle czekając, na jakie kol wiek, choćby wątłe wyjaśnienia. Emil umyślnie ignorując moją zdroworozsądkową złość kontynuował, jeszcze bardziej wprawiając mnie w zdziwienie.
- Mamy, co świętować- Powiedział, jakby ogłaszał gwiazdkę w Maju. Jego bystre spojrzenie przeskakiwało to ze mnie to z bruneta.-Chciałem Cie uświadomić wczoraj, ale, wiesz-zrobił niezręczny ruch ręką, widocznie nie chcąc poruszać wydarzeń z wczorajszego dnia- Nie było okazji, ale skoro teraz już jest.- Po tych słowach nastąpił typowo ojcowski uśmiech, który dostaje się za same szóstki na świadectwach w szkole, co jeszcze bardziej mnie zaalarmowało. Ojciec siadając obok mnie to nie był dobry znak, szczególnie, gdy przy tej czynności uśmiech nie schodził mu z twarzy. Chwila napięcia trwała dosłownie wieczność. Zapominając się spojrzałam na Grenn’a, w poszukiwaniu u niego, jakich kol wiek cząstek wyjaśnień. Zaraz jednak na powrót zdałam sobie sprawę z tego, co między nami zaszło i natychmiast odwróciłam wzrok, karcąc siebie w myślach barwną paletą siarczystych przekleństw. Boże, już sama jego obecność była nęcąca. Zirytowana zaczęłam stukać paznokciami o ceramiczny blat.
- To, o co chodzi?- Nawet nie kryłam zdenerwowania, które teraz zbierało się we mnie burzliwą falą niedopowiedzianych domysłów, z których najnormalniejsze dotyczyło „nowej partnerki ojca”. Co się dziwić, ma facet te czterdzieści lat…
- Leo- Słowo o dziwo nie pochodziło od ojca, ale od bruneta, który opierając się o blat patrzył na mnie z powagą. Cała się natychmiast zjeżyłam. Jeśli nigdy nie widzieliście lwa w klatce, moglibyście go zobaczyć wtedy kuchni.
-Nie, ja jej powiem- Ojciec ruchem ręki przerwał żałosne próby podjęcia dialogu. Moment napięcia między nami został przerwany, jak za dotykiem wyłącznika światła. Jego nieświadomość po raz kolejny mnie uratowała. Niemal z fizyczną siła wróciłam myślami do teraźniejszej rozmowy i posłałam Emilowi pytające spojrzenie, czując na sobie wzrok osoby, która teraz spoglądała na mnie z wyraźnym zdenerwowaniem. Ojciec w końcu chyba automatycznie wyczuwając moment zabrał ponownie głos.
- Czeka mnie wyjazd, długi i chyba najważniejszy w ostatnim czasie…- Ton głosu natychmiast kazał mi przerwać.
-To super- Uniosłam kąciki ust, ponieważ wyjazd w naszej rodzinie był synonimem samotności, a co się z tym wiązało, wolnością! Łuhu! Jak tylko obaj wyjadą spróbuje zapomnieć o ostatnich zagmatwanych dniach. Może mała wycieczka, czemu nie? Niech żyje gospodarka rynkowa! Z niskim popytem i sprzedażą!
-Leo, nie rozumiesz.- Ojciec zgasił mój entuzjazm kręcąc głową- Do czasu mojego powrotu- Zawiesił głos, wskazując palcem na czarnookiego gościa- Aron tu zamieszka.


5 komentarzy:

  1. Mhm, ale zajebiste opisy! ♥ Bardzo jestem zafascynowana tym, ze trafiłam na twojego bloga ^^ Wygląd piękny i opowiadanie, rzecz jasna ;D Życzę dużo weny i powodzenia w pisaniu kolejnego rozdziału ;*
    Obserwuję ;)))
    xoxo
    pamietnik-caroline-a.blogspot.com
    Zajrzysz? :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, że pewnie masz tego dość, ale nominowałam Cię do Liebster Award :D ♥
      http://pamietnik-caroline-a.blogspot.com/p/liebster-award.html

      Usuń
  2. O, cudownie, że wróciłaś do blogowania po tej krótkiej (jak sądzę egzaminowej) przerwie. Tęskniłam bardzo za Twoimi rozdziałami. I powiem Ci jedno, może faktycznie się powtarzam, ale trudno: z dnia na dzień piszesz coraz lepiej. Ten rozdział był po prostu genialny!!! :) Twoim największym talentem jest tworzenie opisów przeżyć wewnętrznych - to jest to, co zawsze w książkach mnie wzrusza i powoduje u mnie duże emocje. Ale TWOJE opisy! Wow, po prostu! Nagromadzenie emocji bohaterów sprawia, że wczuwam się w Twoje postacie. "Aron tu zamieszka" - te słowa, niby takie niewinne, uczyniły na mnie mega wrażenie. Co teraz będzie? Co z Leo? Jak ona to przeżyje? Setki pytań wchodzą do mojej biednej głowy. :) Twórz, twórz dalej, bo oczekuję odpowiedzi na moje pytanka! :) Mam nadzieję, że jeszcze o mnie nie zapomniałaś - o swojej wiernej czytelniczce Evenstar. :) Mam nadzieję, że (jeśli jak biedna ja je pisałaś) egzaminy poszły Ci dobrze i teraz będziesz mogła spełnić swoje marzenia o własnej przyszłości. :)
    hogwart-naszymi-oczami.blogspot.com
    P.S. Powodzenia w pisaniu! ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ślicznie! Bardzo podoba mi się ten blog. Czytam go od niedawna ale zaciekawiło mnie to bardzo mocno. Nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału. http://jak-marzenie-dziecka.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Hmmm, zajebiste opisy! Bardzo podoba mi się ten blog. Nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału.
    forever-nurtures.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń