„Czuje się jak więzień.
I co z tego, że nie ma krat?
Kraty są we mnie, w mojej głowie.”
Kraty są we mnie, w mojej głowie.”
Rozgwieżdżone
niebo, papieros, który nigdy nie zazna życia i ja - blondynka z aspiracjami
wprost proporcjonalnymi, co do rozmiarów moich nowych marzeń. Witamy w
bezdenności! Tysiące małych promyków poprzekłuwanych złota nicią na czarnym nieboskłonie,
w tamtej chwili patrzyło w moim kierunku. Tymczasem siedząc kilka metrów nad
ziemią usadowiona na zimnym parapecie, który jeszcze przypominał mi o tym, że
żyje, myślałam nad wszystkim, co zmieściło się w ramach dzisiejszego dnia.
Między oczami dosłownie przeleciała mi namiętna scena między mną, a Aronem. Czułam,
że zapadam w pewnego rodzaju trans bez miejsca na ujście dla emocji. Wszystko w
nim przeżywam z czterokrotną siłą. Oczy wpuszczone między czarne myśli,
pozostawały niewzruszone. Moc tego doznania dosłownie sprawiła, że skuliłam się
w sobie. Nogi przewieszone przez zewnętrzną stronę parapetu muskał wiatr, cieszący
się niezmienną wolnością. Coś podpowiadało mi, że świat tak nie wygląda, nie
prezentuje się w ten sposób. Niebo zbyt idealne, spokój zbyt dobrze ukryty za
burzliwymi myślami, czy ja na pewno żyłam? Przez chwile wpatrywałam się w
niezapalonego papierosa, a małe ukłucie wspomnień ponownie poderwało moją głowę
ku górze. Skumulowane głosy niewidzialnych istot walczyły o władze nade mną.
Któraś z nich szeptała roznoszącym się echem „Skocz”. Z trudem, ale podjęłam
próbę spełnienia tego rozkazu. Trzymając się framugi pochyliłam się, patrząc ziejącej
przepaści prosto w oczy. Wstrzymałam oddech, myśląc nad następnym krokiem.
Grobowa cisza zagarnęła do siebie okolice, zmuszając ją do nerwowego
obserwowania.
Widownia
czekała, cisza krzyczała.
Po
niej nastąpiła natychmiastowa reakcja- skoczyłam.
Wiecie,
czym jest przebudzenie? To moment, w którym zazwyczaj wybieramy jedną z dwóch
skrajnych emocji. Radość lub smutek. Budząc się z głośnym wdechem, niczym
topielec pozbawiony tlenu zbyt długo, nie wybrałam żadnej z nich. Chciałam
poczuć ulgę, cieszyć się faktem dokonanym, żyłam! Zamiast tego powili
uświadamiałam sobie, czego dokonałam wczorajszego dnia. Ogarnęła mnie panika,
oszalała i niekontrolowana. Jednym ruchem zeskoczyłam z łóżka, zbliżając się do
miejsca mojego samobójczego skoku. Litości! Czy jestem aż tak naiwna, żeby
odbierać jakiś sen, jako sygnał możliwego popełnienia samobójstwa?! Bardzo
zabawne. Mogłam się również śmiało pośmiać z faktu, że zostałam jawnie
zignorowana. Telefon porzucony po wczorajszym dniu wręcz błagał mnie o uwagę, mi
jednak wystarczyło jedno spojrzenie w jego kierunku, żeby wiedzieć, że moje
istnienie w tej chwili bynajmniej nie obchodziło jaśnie Gabriela. Nie
roztrząsając tej sprawy dłużej niż trzy sekundy czasu środkowoeuropejskiego, ruszyłam
do szafy potykając się przy tym w akompaniamencie wzburzonych pomruków, wyjęłam
z górnej szafki czysty podkoszulek, zaraz po chwili ponownie dopadła mnie zmora
wczorajszego dnia i dosłownie opadłam na obojętną mi podłogę. Drżące ręce jak u
chorego na padaczkę same wędrowały w kierunku powiek z, pod których zaczęły
spływać gorzkie łzy. Kolejny niekontrolowany atak trwał przez następne
piętnaście minut, kiedy to na zmianę ocierałam oczy i je nawilżałam. W końcu
nawet płacz miała mnie dosyć i odszedł zostawiając po sobie napuchnięte oczy i
puste spojrzenie, które kierowane przed siebie nie miało nic do zaoferowania.
Mijały następne minuty. Powinnam była o czymś myśleć. Czymś- ludziach,
rzeczach, książkach, nawet użalać się nad sobą, jak to ostatnio lubiłam. Ale
nie potrafiłam. Paraliżujący strach wchodził we mnie bez najmniejszych oporów,
traktowała mnie jak swoją prywatną ostoję. A co ja zrobiłam, prywatna ostoja?
Wstałam, otrzepałam z piżamy niewidzialne pyłki i ponownie zaczęłam szukać
ubrań, tym razem, na chybił trafił. Z obojętnością wymalowaną na twarzy, przez
najlepszego malarza w swoim fachu, zeszłam po schodach nucąc przy tym marsz
żałobny. Rozżalałam się nad ich budową i klęłam każdy schodek schodząc po nim.
Przy ostatnim stanęłam łapiąc spazmatycznie oddech. Dom, w tym szczególnym przypadku wyglądający
jak hotel wydawał się opustoszały. Ale nie dajmy się zwieść, gdyby był to
horror pewnie już bym została potraktowana piłą łańcuchową z mechanicznym
rozruchem. Płytki w kolorze błota
zmuszały mnie do przyśpieszenia kroku, gdyż ich zimno mroziło mnie dogłębnie. W
tym przypadku ludzka natura zwyciężyła. Wreszcie stając naprzeciw drzwi
prowadzących do kuchni, wiedziałam, że zejście tu było błędną decyzją podjętą w
kompletnym amoku. Instynktownie przetarłam czerwone powieki i zaczęłam ćwiczyć
uśmiech, który miał by być moją kartą wstępu na teren „szczęśliwych” ludzi bez
problemów. I dostałabym się tam, gdyby ktoś nie otworzył drzwi w tamtym właśnie
momencie, burząc moje całe opanowanie. Z miną przestraszonej myszki miki
lustrowałam wzrokiem ojca, który dla odmiany miał na twarzy wyraz odbitego
rozbawienia. Natychmiastowa ulga zalała cały mój umysł. Nie wiedział. Boże, nie
wiedział!
-Dzień
dobry!- Natychmiastowa zmiana ról, co prawda, trwała sekundę, ale wysiłek za to
był monstrualny. Ćwiczony parę sekund wcześniej uśmiech miał informować cały
świat o moim rozradowaniu. Równie dobrze mogłabym wznieść ręce ku niebu i
rozpocząć swój taniec na część niewiedzy. Oczywiście namiastką tego był moje
spontaniczne wpadnięcie w ojcowskie ramiona.
-Leo?-
Ojciec nawet nie starał się ukryć szoku. Wyplątując się z moich objęć stanął
naprzeciw mnie i rozpoczął prześwietlenie mojej osoby, mające na celu wykryć
moje ewentualne nieczyste intencje. Oczywiście ich nie znalazł, bo chociaż
zaliczałam się do największych nimfomanek tego tygodnia, to moje gesty względem
ojca były szczere. Ogarniająca mnie euforia natychmiast się ulotniła, gdy tylko
usłyszałam głos, który wczoraj wymawiał pośpieszne „Przepraszam”.
-
Nadal nie wiem, co się wczoraj stało z Leo, nawet nie dało się z nią wczoraj
porozmawiać, ale jestem pewny…- Aron wchodząc do jadalni natychmiast przerwał,
kierując w pierwszej kolejności wzrok prosto na mnie. Na powrót wróciły do mnie
wydarzenia z wczorajszego dnia. Tym razem z odmiennym skutkiem, ponieważ tylko
przełknęłam głośno ślinę, mając w sobie setki wstrzymanych słów. Osobą, która
blokowała je wszystkie był ojciec, kompletnie nie świadomy niczego, co stało
się wczorajszego wieczoru. Z chęcią uciekłabym stamtąd jak najdalej Arona,
który z kolei chyba pomyślał o tym samym, ponieważ tylko milczał wymownie
wskazując wzrokiem na drzwi. Przerwane przez niego zdanie już dawno zostało
zapomniane, gdyż ojciec rozpoczął nowy, na szczęście zupełnie neutralny temat.
- Zgadnij
Leo, jaka nas dzisiaj czeka niespodzianka?- Przerwał, czekając na moje choćby
cząstkowe zaciekawienie. Niestety nie doczekał się go, gdyż z koncentracją
godną pit bulla wpatrywałam się framugę drzwi, co dziwniejsze tej, która
znajdywała się najdalej od bruneta. Mimo wszystko niezrażony tym ojciec
kontynuował-Idziemy na pizze!- Mówiąc to zatarł komicznie ręce, jakby pizza była
czymś, na co od dawna czekał. Natomiast dla mnie była to rzecz nie do
pomyślenia. Pizza? Na śniadanie? A co miało być jutro? Kebab w pobliskiej
budce? Z jawnym buntem w oczach nie przejmując się patrzącym Aronem usiadłam na
krześle czekając, na jakie kol wiek, choćby wątłe wyjaśnienia. Emil umyślnie
ignorując moją zdroworozsądkową złość kontynuował, jeszcze bardziej wprawiając
mnie w zdziwienie.
-
Mamy, co świętować- Powiedział, jakby ogłaszał gwiazdkę w Maju. Jego bystre
spojrzenie przeskakiwało to ze mnie to z bruneta.-Chciałem Cie uświadomić
wczoraj, ale, wiesz-zrobił niezręczny ruch ręką, widocznie nie chcąc poruszać
wydarzeń z wczorajszego dnia- Nie było okazji, ale skoro teraz już jest.- Po
tych słowach nastąpił typowo ojcowski uśmiech, który dostaje się za same
szóstki na świadectwach w szkole, co jeszcze bardziej mnie zaalarmowało. Ojciec
siadając obok mnie to nie był dobry znak, szczególnie, gdy przy tej czynności
uśmiech nie schodził mu z twarzy. Chwila napięcia trwała dosłownie wieczność.
Zapominając się spojrzałam na Grenn’a, w poszukiwaniu u niego, jakich kol wiek
cząstek wyjaśnień. Zaraz jednak na powrót zdałam sobie sprawę z tego, co między
nami zaszło i natychmiast odwróciłam wzrok, karcąc siebie w myślach barwną
paletą siarczystych przekleństw. Boże, już sama jego obecność była nęcąca.
Zirytowana zaczęłam stukać paznokciami o ceramiczny blat.
-
To, o co chodzi?- Nawet nie kryłam zdenerwowania, które teraz zbierało się we
mnie burzliwą falą niedopowiedzianych domysłów, z których najnormalniejsze
dotyczyło „nowej partnerki ojca”. Co się dziwić, ma facet te czterdzieści lat…
-
Leo- Słowo o dziwo nie pochodziło od ojca, ale od bruneta, który opierając się
o blat patrzył na mnie z powagą. Cała się natychmiast zjeżyłam. Jeśli nigdy nie
widzieliście lwa w klatce, moglibyście go zobaczyć wtedy kuchni.
-Nie,
ja jej powiem- Ojciec ruchem ręki przerwał żałosne próby podjęcia dialogu. Moment
napięcia między nami został przerwany, jak za dotykiem wyłącznika światła. Jego
nieświadomość po raz kolejny mnie uratowała. Niemal z fizyczną siła wróciłam
myślami do teraźniejszej rozmowy i posłałam Emilowi pytające spojrzenie, czując
na sobie wzrok osoby, która teraz spoglądała na mnie z wyraźnym zdenerwowaniem.
Ojciec w końcu chyba automatycznie wyczuwając moment zabrał ponownie głos.
-
Czeka mnie wyjazd, długi i chyba najważniejszy w ostatnim czasie…- Ton głosu
natychmiast kazał mi przerwać.
-To
super- Uniosłam kąciki ust, ponieważ wyjazd w naszej rodzinie był synonimem
samotności, a co się z tym wiązało, wolnością! Łuhu! Jak tylko obaj wyjadą spróbuje zapomnieć o ostatnich zagmatwanych dniach. Może mała wycieczka, czemu nie? Niech żyje gospodarka
rynkowa! Z niskim popytem i sprzedażą!
-Leo,
nie rozumiesz.- Ojciec zgasił mój entuzjazm kręcąc głową- Do czasu mojego
powrotu- Zawiesił głos, wskazując palcem na czarnookiego gościa- Aron tu
zamieszka.
Mhm, ale zajebiste opisy! ♥ Bardzo jestem zafascynowana tym, ze trafiłam na twojego bloga ^^ Wygląd piękny i opowiadanie, rzecz jasna ;D Życzę dużo weny i powodzenia w pisaniu kolejnego rozdziału ;*
OdpowiedzUsuńObserwuję ;)))
xoxo
pamietnik-caroline-a.blogspot.com
Zajrzysz? :))
Wiem, że pewnie masz tego dość, ale nominowałam Cię do Liebster Award :D ♥
Usuńhttp://pamietnik-caroline-a.blogspot.com/p/liebster-award.html
O, cudownie, że wróciłaś do blogowania po tej krótkiej (jak sądzę egzaminowej) przerwie. Tęskniłam bardzo za Twoimi rozdziałami. I powiem Ci jedno, może faktycznie się powtarzam, ale trudno: z dnia na dzień piszesz coraz lepiej. Ten rozdział był po prostu genialny!!! :) Twoim największym talentem jest tworzenie opisów przeżyć wewnętrznych - to jest to, co zawsze w książkach mnie wzrusza i powoduje u mnie duże emocje. Ale TWOJE opisy! Wow, po prostu! Nagromadzenie emocji bohaterów sprawia, że wczuwam się w Twoje postacie. "Aron tu zamieszka" - te słowa, niby takie niewinne, uczyniły na mnie mega wrażenie. Co teraz będzie? Co z Leo? Jak ona to przeżyje? Setki pytań wchodzą do mojej biednej głowy. :) Twórz, twórz dalej, bo oczekuję odpowiedzi na moje pytanka! :) Mam nadzieję, że jeszcze o mnie nie zapomniałaś - o swojej wiernej czytelniczce Evenstar. :) Mam nadzieję, że (jeśli jak biedna ja je pisałaś) egzaminy poszły Ci dobrze i teraz będziesz mogła spełnić swoje marzenia o własnej przyszłości. :)
OdpowiedzUsuńhogwart-naszymi-oczami.blogspot.com
P.S. Powodzenia w pisaniu! ;)
Ślicznie! Bardzo podoba mi się ten blog. Czytam go od niedawna ale zaciekawiło mnie to bardzo mocno. Nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału. http://jak-marzenie-dziecka.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńHmmm, zajebiste opisy! Bardzo podoba mi się ten blog. Nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału.
OdpowiedzUsuńforever-nurtures.blogspot.com