niedziela, 11 maja 2014

VIII-Pusty Cień


„Upadamy, bo jesteśmy ludźmi”


Był siódmy Września, właśnie szłam ze szkoły, tworząc przy tym nowy styl poruszania się, oparty na kompletnie bezcelowych ruchach rąk, w skrócie machaj aż kogoś przy tym nie zabijesz.  Sprostowując, miałam dziesięć lat. Literalnym faktem było tutaj stwierdzenie, dotyczące mojego braku, jakiego kol wiek poczucia wstydu. Ot, tak wpadałam na przechodniów, nie powierzając im większej uwagi. I wiecie, co? To uczucie nijak pasowało do mojej obecnej sytuacji, gdzie najmniejszy problem stanowił brak perspektyw na następny dzień, a każdy ruch ręką był kontrolowany pod czujnym okiem obydwu panów obecnych w dusznej kuchni. Mimo to, słysząc ten karygodny wyrok z ust uśmiechniętego Emila, tylko ta sytuacja sprzed dzieciństwa do mnie zapukała, tworząc nową, jakość skojarzeń w moi subiektywnym wykonaniu. Przysięgam, po tych słowach nawet denerwujący ptak zamilkł, chyba nie bardziej osłupiały niż ja. Wiatr dobijający się do dwustronnych okien, prawdopodobnie wspólnik kukułki, próbował mnie dobudzić, bo jego pohukiwanie wyraźnie rozcinało ciszę panującą w kuchni niczym nóż zjełczałe masło. Właśnie w takich sytuacjach natura chciała współpracować, szkoda tylko, że nie użyczyła mi swoich mocy w dniu ważenia, kiedy to wskaźnik wagi wskazywał na „poniżej krytyczną”. Nie powiem, dzieci są okrutne, ale na szczęście, w chwili obecnej ani ja, ani moja waga nie jesteśmy „poniżej krytyczni”. Nagły napływ złości sprawnie pozbawił mnie kontroli nad całym ciałem. Lepkimi dłońmi zaczęłam bawić się pierścionkiem, jedyny ruch, na jaki było mnie stać w tamtej chwili ograniczał się do przesuwania złotego przedmiotu w dwie przeciwne sobie strony. To tyle, On tu zamieszka. Ze mną. Sam. Żadnych świadków, wszystko, co zdarzy się podczas jego pobytu zostanie w ścianach tego domu. Ale skąd pewność, że coś się wydarzy? Mimo wszystko, była to bardzo niepokojąca myśl. Na tyle, żeby pozbawić mnie ogólnego rozgłosu. Moje nieukrywane przerażenie odbijało się echem od równie przestraszonych refleksji. Obydwie kłaniając się w swoim kierunku, walczyły o każdą sekundę trzeźwego myślenia. Przecież to Aron, więc, o co chodzi? Równie dobrze, tamta sytuacja mogła być tylko moim zniekształconym wyobrażeniem. Ile razy coś było czymś, a koń wydawał się krową? I właśnie wtedy przysięgłam sobie, że nigdy więcej się do niego nie zbliżę, nie w taki sposób. Z nową determinacją, motywowaną słowami księdza o kazirodztwie, gdzie każde wymawiane przez niego słowo było pokryte lejącą się mazią pogardy, uniosłam głowę i uśmiechnęłam się z trudem. Musicie wiedzieć, że kilka miesięcy po tej lekcji „duszpasterz”, autor wybrednych słów na temat związków miedzy rodzinnych, został przyłapany na seksie z dziewczyną, której opinia daleka była od nienagannej. Cóż za niewygodna ironia, od tamtego czasu, uznawałam hipokryzje za nowy gatunek choroby. Choroby, która rozszerzała się w zawrotnym tępię dosięgając, co nowszych ofiar na stanowiskach wysoko postawionych. Z tego toteż powodu już dawno odpuściłam sobie, jakie kol wiek protesty oglądając wiadomości. Co jedna nastolatka ma dopowiedzenia w sprawie dotyczącej miliona istnień? Myślę, że nie wiele.  Za to scena rozgrywająca się zaledwie parę metrów od moich oczu, miała dla mnie jak najbardziej duże znaczenie. Chociaż już wtedy miałam ogólne pojęcie, że nic w tej sprawie nie wskóram. On tu zamieszka. Pozostała tylko kwestia na jak długo.
-Cóż-Uniosłam jeszcze wyżej podbródek, dopełniając moją emanującą pewnością siebie postawę
-Cieszę się, że nie zostanę znowu skazana na zupki chińskie- Ponownie uśmiechnęłam się z trudem. Byłam ciekawa jak na tę zmianę ról zareaguje emblemat moich problemów.  Po ciuchu liczyłam na zaskoczenie z jego strony, ale szczerze się rozczarowałam.
-Nie masz, na co liczyć księżniczko, restauracji nie będzie- Ciemnowłosy opierając się, o blat wyglądał jak najbardziej naturalnie, aż za bardzo, pomyślałam podejrzliwie. Tylko my byliśmy świadomi walki rozgrywającej się pomiędzy nami. Gdyby był to serial z pewnością nazywałby się „Rzuć widelcem”.
Zdecydowanie wzięłabym udział. I znowu powracamy do podstawowego elementu chroniącego ten dom przed walką na sztućce, ojca, który teraz z kolei uśmiechał się, prawdopodobnie zadowolony z mojej reakcji, która wcale nie była całokształtem krzyku i wyrzutu. Naiwny.
-Myślałam, że kto, jak kto, ale ty nie będziesz robił za skąpego strażnika swojego majątku- Dyskretna aluzja płynąca z tych słów, dawał się odczuć, chyba najbardziej odbiorcy, który tylko zmrużył oczy, siląc się na nikłe opanowanie, które wyparowywało po dłuższym wpatrywaniu się w tężejące rysy. Jego szczęka zacisnęła się i już wiedziałam, że trafiłam w słaby punkt. Chociaż nawet wtedy był piekielnie przystojny. Ciemne włosy lśniły starannie przygładzone przez sprytny żel, konkurowały o uwagę z masywną sylwetką ozdobioną w czarny podkoszulek. Nie chciałam adresów do sklepów, gdzie robił zakupy, chciałam jedynie adres fabryki, gdzie robią takich facetów. Na pewno znalazłabym coś dla siebie. Gdyby Warchol wpadł do naszego domu z zamiarem stworzenia ludzkiej rzeźby pt ”Idea człowieka” z pewnością porwałby Arona. Tak, więc patrzyłam na niego, wcale niepchana zwyczajną złośliwością, ale niemym zachwytem. I właśnie to uczucie wzbudziło moje wewnętrzne obrzydzenie. Gdzieś musiał mieć skazę, a że jej nie widziałam to denerwowałam się jeszcze bardziej. Przecież żyjemy w realnym świecie, tu nie ma ideałów, powtarzałam sobie do skutku.
- Nie przesadzaj Leonii. Chyba nadal masz tę swoją uroczo lśniąco kartę?- To pytanie mogłam uznać za retoryczne, ale wymawiając moje bezwstydnie idiotycznie brzmiąco długie imię, przesadził. Nie dość, że jego wypowiedzenie zmuszało mówiącego do długaśnego wydźwięku litery „i”, to jeszcze idealnie pasowało do dżunglowego wieśniaka. Bez przesady! Naburmuszona, nawet nie zastanawiałam się i podarowałam mu najbardziej zawistne spojrzenie, na jakie było mnie stać, a stać mnie było na dużo. Brunet po raz kolejny nie oddając zwycięskiej pozycji, zbył mnie czarującym uśmiechem.  Milczący Emil patrzyła na tę wymianę zdań z pobłażliwym uśmieszkiem. Nie rozumiał, dorobił się majątku dzięki swojej inteligencji i sprytowi, a nie zauważył, że pomiędzy jego córką, a młodszym bratem toczy się zażarta bitwa. Żeby było jasne, pomiędzy nimi była ogromna przepaść w postaci wieku, ale to nigdy im nie przeszkadzało w dogadywaniu się, gdy przychodził czas na interesy. Co innego w życiu prywatnym, tutaj na pewno pasowała stara jak świat personifikacji ludzi w dwa przeciwne sobie żywioły. Ogień i woda. Dosłownie. Budda byłby zemnie dumny, ale nic innego nie pasowało do charakterów obydwu panów. No i, chyba nie muszę dopowiadać, kto wcielił się, w co. Myśląc nad kolejną ciętą ripostą, zauważyłam, że Aro właśnie zmienił pozycje, siadając zaledwie parę centymetrów od mojego krzesła. Oczywiście z nie odłączalnym „Casanovskim” grymasem. Pieprzony model.    
-Tak- Odparłam ostro, przecinając każdą biedną sylabę, niczym seryjny morderca- I nie mam zamiaru się nią dzielić z właścicielem Porsche- Po tych słowach w całym pomieszczeniu przysiadła niezręczna cisza, do której tak długo wzdychałam. Wygrałam. Teraz mogłam z nieurywaną dumną spojrzeć przeciwnikowi w oczy. Z niemiłym zaskoczeniem stwierdziłam, że nadal się uśmiecha.
-Mam to uznać, jako podtekst?- Dezorientacja tylko na chwile odbiła się moich oczach, ponieważ szybko zorientowałam się w nowej grze, którą także miałam zamiar zakończyć na zwycięskiej pozycyjni, choć nadal miałam na uwadze milczącego Emila, który tylko obserwował. Nie rozsądnie było by teraz wziąć, jako argument mojej ostatniej jazdy na motorze z Gabrielem.  Chociaż byłoby to cudowne zwycięstwo. Zamiast tego powiedziałam coś dużo gorszego.
-Nie, myślę, że wole niedojrzałych chłopców, w moim wieku- Ostatnie słowa zabrzmiały jakbym rzucała mu wyzwanie, a w żadnym przypadku tego nie robiłam. Po prostu tak wyszło. Tak, że rozwścieczony Aron wyszedł z kuchni zostawiając nas samych z ojcem. Bardzo nie dobrze. Parę sekund później usłyszałam trzaśnięcie drzwiami. Takie sceny znałam to z autopsji, bardzo rozległej zresztą. Było mi przykro, to pewne, ale gdzieś pod powierzchnią sumienia kryło się zadowolenie, które nie miało zamiaru spocząć na laurach.
- Nadal uważasz, że to dobry pomysł, żeby Aron tu zamieszkał?- Skierowane pytanie dźwięczało mi w myślach jeszcze przez parę sekund, gdy ojciec prawdopodobnie formował na nie odpowiedź. W końcu nękająca cisza została zniszczona.
-Zawsze uważałem Wasze relacje, jako coś, czym mogłem się pochwalić przed całym światem- Przerwał, wyraźnie wracając do sytuacji przed kilku lat, a ja po prostu zdębiałam. Czym tu się chwalić? I to jeszcze przed czymś tak wybrednym jak świat?- Dogadywaliście się-Powiedział niespodziewanie.
-Kiedyś- Rzekłam dobitnie, mając nadzieje na zakończenie tej żałosnej próby pogodzenia nas.
-Kiedyś, to, czemu nie teraz?- Zapytał
-Bo mam tego dosyć- Brzmiałam jak mała dziewczynka, ale do tego zdania nie dało się włożyć wykrzyczeń z akompaniamentem rozszalałych myśli. Ono zasługiwało na chwilę spokoju, gdzie w przysłowiowej kłótni oznaczało to wyznacznik, który zmieniał ton rozmowy. I tak też się stało. Wszystko się uspokoiło, być może nawet, Houdini nie rozegrałby tego lepiej. Narzuciłam iluzję poczucia winy na całą powierzchnie kuchni, bo oczywiście czuć winną to się nie czułam.
-Wiem, że jest ci ciężko, ale on naprawdę cie kocha- Podniosłam głowę, ponieważ to stwierdzenia dla każdego z nas znaczyło coś zupełnie odmiennego. I w tej chwili po raz setny ucieszyłam się, że ojciec tego nie wie- I martwi się, zresztą nie tylko on- Do oczu zaczęły mi napływać spragnione uczuć łzy. Nie zastanawiając się, natychmiast wstałam i wpadłam ojcu w ramiona. Wtulona w niego wyszeptałam cicho „Przepraszam” i zamknęłam oczy, udając, że poprzedni dzień wcale nie miał miejsca. Ale miał i musiałam w końcu zacząć sobie radzić. Od samego początku i od pierwszej osoby, na którą się rzuciłam.
-Pójdę go poszukać– Stwierdziłam pojednawczo i wybiegłam z domu. Założenie kurtki było tylko jednosekundowym przerywnikiem, kiedy to szybko opracowywałam plan poszukiwań. Rozglądając się po podwórku nie dało się nie zauważyć czerwonego Porsche. Z ulgą przyjęłam fakt, że nie zaszedł daleko. Z jawnym strachem poruszałam się wzdłuż drogi, próbując skupić myśli, z czego najnormalniejsza mówiła mi, że musi być, tam gdzie za żadne biblioteki świata bym nie poszła. Niestety emocje kosztują i musiałam, chociaż sprawdzić czy tam jest. W końcu Neapol nie był jedynym miastem obfitującym w erotyczne budynki. Boże, nie wierzyłam, że tam idę, ale szłam modląc się o to, żeby go tam nie było. W końcu przyszła pora, żeby odsłonić brzydką prawdę oklejoną ciemną tasiemką z wrogo brzmiącym napisem „choroba”. Aron był seksoholikiem, wiedziałam to i ja i pobliskie burdele. Czy było to nienaturalne? Nie, jeśli jesteś tego świadomy, od co najmniej pary lat. Dawniej kojarzyłam to słowo z czymś moralnym, po prostu pasującym do otaczającego mnie świata. Teraz? Niekoniecznie. Mimo tolerowałam to, w końcu rodzina, pomyślałam z zażenowaniem. Droga zleciała nienaturalnie szybko. Tym bardziej nie byłam przygotowana na samo wejście do tego miejsca. Co miałam powiedzieć? „Hej szukam pracy”?! Nadal bez konkretnego planu zbliżyłam się do drzwi, gdzie bez zbędnego zaskoczenia ujrzałam napakowanego faceta, chociaż owy przymiotnik i tak okazałaby się eufemizmem. Gdyby sterydy śmierdziały, już bym się zatruła. Patrzenie, w oczy takiej osobie dużo kosztowało, omal nie uciekłam z krzykiem, ale ostania kłótnia stała się dla mnie żelazną smyczą niedającą możliwości konkretnej ucieczki. Mężczyzna w typowym „gangsterskim” podkoszulku patrzył na mnie, bez jakiego kol wiek cienia zdziwienia. Czyżbym nie była pierwszą nastolatką pojawiającą się tutaj w spranych dżinsach i podkoszulku z monogramem tęczy?
-Cześć!- Przywitałam się niczym osoba z ADHD, świetny początek Leo, gratuluje- Przyszłam po siostrę-skłamałam w nagłym przypływie olśnienia- Dzwoniła, że skończyła- Mówiłam nadal, beztroskim tonem, jakbym wcale nie przyszła tutaj po Wujka, który prawdopodobnie uprawia seks z jakąś dziwką. Ta myśl natychmiast sprawiła, że przeszedł mnie nieprzyjemny dreszcz i na chwile wyszłam z roli.  Ale ochroniarz okazała się większym idiotą niż myślałam i niczego nie zauważył. Było tylko kwestią czasu, kiedy otworzy mi drzwi, a raczej skinie „mrocznie” głową, na znak wejścia. Litości! Co to za ochrona?! W sumie, czego ja się spodziewałam? Bo chyba nie miliona kamer i osiłków z wilczurami? Samo wejście okazało się niczym w porównani z tym, co zobaczyłam w wewnątrz. Jeśli kiedy kol wiek będziecie mieli szalony zamiar wybrać się do tego typu budynku, (Czego nie życzę nikomu) bądźcie przygotowani na najgorsze. W moim przypadku najgorsze okazało się różowymi ścianami oprawionych mnóstwem erotycznych obrazów, z czego najmniej bezwstydne okazało się odzianą Merlin Monroe tylko w czarnych mitenkach. Boże, to mi się będzie śnić po nocach.
Podłoga także doganiała resztę wystroju, gdyż różowy puchatego dywanu nie można było nazwać „przyzwoitym”. Taka sceneria towarzyszyła mi jeszcze przez parę kroków, czyli około dwóch metrów, gdzie na zmianę patrzyłam się to w przód to w tył. Nie ma, co, będę miała dużo roboty z przyszłym psychologiem, któremu przypadnę w ręce, bo po tym, co zobaczyłam tutaj bez pomocy psychiatry się nie obejdzie. Zaczerpnęłam głęboko powietrza i złapałam się metalowego zagięcia w drzwiach. Przede mną królował wielki plac porozstawianych foteli i oblegającymi je dziewczynami. Róż, róż i jeszcze raz róż. Ogromne skręcane schody, miały prawdopodobnie nadawać całemu pomieszczeniu „elegancki klimat”. Niestety rozebrane prawie do naga dziwki skutecznie go psuły. Nawet żadna na mnie nie zerknęła, tak były zajęte swoimi klientami. Nogi chyba dogadały się z prawie oślepionymi oczami i ruszyły do pobliskich drzwi, a ja je zdecydowanie poparłam. Teraz wiem, żeby nigdy nie ufać pośrednim kończynom. Starałam się nie rzucać w oczy, bo przecież nigdy nie wiadomo, kiedy jakaś pani skończy swoją „robotę” i zainteresuje się biegającą tutaj nastolatką. Ale nie bądźmy przemądrzali, taka kobieta, to też człowiek, więc tylko skończony hipokryta uważałaby się w tej sytuacji za lepszego. Co ja zrobiłam jakiś pięć razy od wejścia tutaj. Chyba już niżej upaś nie mogłam. Kiedyś czytanie Platona wydawało mi się nie moralne, a teraz? Przechadzałam się jak, gdyby nic po miejskim domu towarzyskim, litości. Zaczynałam szczerze nienawidzić czarnego humoru ironii. Nie dość, że sprytna to jeszcze bezpośrednia. Złapałam za brązową kulkową klamkę i z dotąd nieznanym mi impetem otworzyłam drzwi. Jakbym wchodziła do sklepu. W pierwszym odruchu chciałam uciec bądź zacząć krzyczeć, ale przecież byłam przygotowana na taką możliwość. Cóż po tym, co zobaczyłam byłam pewna, że nie obędzie się bez wizyty u psychiatry. Mrugałam coraz częściej zdając sobie sprawę z obecności dwóch do połowy rozebranych osób. Stojąc kompletnie oniemiała przy samym progu, lustrowałam przerażonymi oczami półnagiego Arona i jakaś dziewczynę. Dodam, że w jednoznacznej sytuacji, opartej na ślinieniu się do siebie. Chociaż doskonale wiedziałam, że to tylko mój subiektywny odbiór. W rzeczywistości wszystko odbywało było zupełnie inaczej. Tylko ta moja podstępna złośliwość zmusiła mnie do zagięcia trochę tej surrealistycznej sceny. Cóż, nagi tors bruneta był parę centymetrów od koronkowego stanika irytująco zgrabnej szatynki obciętej na chłopczyce. Jego ręce błądziły po jej pełnych biodrach od razu przyprawiając mnie o nagły odruch wymiotny. Zadowolona z siebie dziewczyna (przepraszam dziwka!), wczepiła się w jego usta z siłą i precyzją pijawki. Teraz z kolei on zajął się jej stanikiem, którego, przysięgam, nawet ja tak dobrze nie rozpinam. Ta scena daleka była od powszechnie panującej amatorszczyzny. Oboje zachowywali się, jakby robili to po raz miliony raz. Bo pewnie robili. Po nagłym osłupieniu przyszła kolej na zdziwienie, ponieważ nawet mnie nie zauważyli. To się nazywa udana gra wstępna. Już miałam zacząć kierować się ku drzwiom klnąc przy tym moją chorą determinację, gdy usłyszałam monstrualnie przerażony głos Arona. Boże!
-Co ty tu robisz?- Chyba też był w szoku. Witamy w klubie. Nie czekając na dalsze idiotyczne pytania, bo bądźmy szczerzy były idiotyczne, ruszyłam biegiem prosto ku wyjściu. Potykając się parę razy łapałam się, czego kol wiek w tym jednej z pracujących tu dziewczyn, która tylko mrugnęła do mnie jak gdyby nic. Przy samym wyjściu usłyszałam znajomy głos, który z niemal namacalną desperacją zaczął mnie wołać. Nie zważając nawet na to, wybiegłam prosto w rześkie powietrze, które kontrastowało z moim wyolbrzymionym szokiem. Biegnąc koło wielkich koszy, z przerażeniem poczułam czyjaś rękę zaciskającą się na moim nadgarstku, dobrze znałam te dotyk. Odkręciłam się by z nową odwagą spojrzeć w ciemne oczy bruneta. Parę sekund tylko wpatrywaliśmy się w siebie, nie oczekiwałam niczego, rozumiałam. Raczej ciężko było nie zrozumieć czegoś, co odgrywało się od paru dłuższych lat. Dziecko przyzwyczajone do aktu zdrady w swoim domu, nie będzie robić z tego problemów. Wniosek? Do wszystkiego można się przyzwyczaić, tak, więc rozumiałam. I to pełne pewności siebie przeświadczenie sprawiło, że wybuchłam szczerym i jak najbardziej naturalnym śmiechem. Zaraz po tym dołączył do mnie Aron. I śmialiśmy się tak jeszcze długo, jak gdybym parę minut temu nie widziała go uprawiającego seksu z jakaś prostytutką. Ale nic nie trwa wiecznie i w końcu przyszła pora na schematycznie niezręczną ciszę, którą można zawsze dostrzec po czymś „ważnym”. Ale czy ta sytuacja była na tyle dominująca, żeby po niej przyszedł nagły zwrot akcji?  Spoglądając na Arona, nie potrafiłam odnaleźć odpowiedzi na to pytanie, za to odkryłam ogromne pokłady niepewności. To takie dziwne i nierealne mieć władze oraz świadomość możliwości zniszczenia drugiej osoby. Odpowiedzialność dosłownie osłabiała. Wystarczyłoby tylko powiedzieć o tym Emilowi, a jestem pewna, że jego córka w burdelu, przeważyłaby szale gorycze. Wtedy by tu nie zamieszkał. Wyjechałaby tak szybko jak się pojawił. Jasne, możliwości kusiły, ale nie zrobiłam tego.

I był to mój drugi najpoważniejszy błąd. 

7 komentarzy:

  1. Fantastyczny rozdział ;> Świetnie wszystko opisujesz, twoje opowiadania dają do myślenia :D I to jest fajnie :)) A tak w ogóle, to dziękuję za miły komentarz u mnie :) Zastanawiał się nad tym co powiedziałaś, że moje opowiadania są płytkie i zaczęłam nad tym rozmyślać. Możliwe, że masz rację, postaram się coś z tym zrobić ;))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po Twoim komentarzu poczułam się jak najprawdziwsza zła królowa, morderczyni śnieżki, a przecież nie twierdzę, że lubię zabijać Bogu ducha winne brunetki.
      Chciałam jedynie zwrócić Twoją uwagę, że opowiadanie jest świetne, tyle, że płynie ciągało i jednostajnie w kierunku umęczonego Happy Endu. Reszta jest naprawdę dobra.

      Usuń
    2. To teraz ja się czuję dziwnie xd Czasem po prostu tak pisze i pisze rozdział. Męczę się z tą klawiaturą, żeby dotrwać do tego co nazwałam "końcem". Przeglądam to raz i kolejny. Potem myślę "Kurde, to jest chyba dobre". Opublikuję, a po kilku godzinach jest "Boże dziewczyno, coś ty to dodała?". No cóż, człowiek zmiennym jest i chyba nic na to nie poradzę ;D Ale cieszę się, że jesteś pierwszą moją, tak mi się wydaje, czytelniczką, która wyraża swoje najprawdziwsze i szczere zdanie. I to zdanie ma jakąś spójność ;D
      A się nagadałam xd
      Zapraszam Cię również na moje drugie opowiadanie, albo na razie na sam Prolog c;
      among-the-people.blogspot.com

      Usuń
  2. Hej :* To znowu ja, Kaśka z Evenstar. Dziś czytałam Twoje opowiadanie inaczej, w skrócie pod kątem: co jest genialne, a co mniej. I doszłam do zaskakującego wniosku. Nie mam się czego przyczepić. Ten rozdział był Twoim NAJ rozdziałem, pod każdym względem. Opis przeżyć, potem kłótnia z Aronem, rozpaczliwe poszukiwanie go przez Leo, na koniec zachowanie sekretu przez nią, nie wygadanie się przed ojcem o słabości Arona... Wszystko doskonale do siebie pasowało. Ten rozdział czytało mi się dobrze, jak nigdy. Wciągnęło mnie, nie ma co :) Może dlatego, że był tak odmienny od Twoich wcześniejszych. Nie żeby tamte były złe, nie o to mi chodzi. Po prostu w tym rozdziale zawarłaś minimalną zmianę swojego stylu, co bardzo mi się spodobało. :) Jest tylko jedna rzecz... Mam nadzieję, że się nie obrazisz o tą uwagę, po prostu raziło mnie trochę w oczy słowo: "jakie go kol wiek". Nauczycielka od polskiego (dość wymagająca i niezbyt sympatyczna) wpajała nam, że pisze się to razem "jakiegokolwiek". :) Ale to każdemu może się zdarzyć. To tylko drobna literówka, a ja nie wiedziałabym jak to napisać, gdyby nie kilkuletnie wpychanie tego do głowy przez panią A. :D Więc to tyle. Słowem: jesteś meeega :* Wpadaj dalej do mnie, bo nikt nie zostawia u mnie tak wartościowych komentarzy jak Twoje. :* Pozdrówka,
    Evenstar (K.)

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudny rozdział. Wcześniej nie miałam czasu tu wchodzić więc mam nadzieję, że wybaczysz mi tę małą nieobecność. Teraz po przeczytaniu tego rozdziału dziękuje bogu, że udało mi się odkleić choć na chwilę od ,Kosogłosa', ciągłej nauki matmy i pisania książki i, że znalazłam czas by wejść. Jeszcze raz powtórzę, rozdział cudny! Szczerze to nie kłamię co do rozdziału, a i tak mam zamiar cię zabić. Za co? Otóż jestem chyba jedyną osobą która liczy na zbliżenie Leo z Gabrielem. Nie wiem czemu. Może dlatego, że wydaje mi się, że do siebie pasują? A może dlatego, że jak dla mnie umiesz robić niesamowite zwroty akcji inie zdziwiłabym się jakby nowym obiektem westchnień Leo stał się własnie Gabriel. W końcu skoro jest w 'obsadzie' to chyba musi coś odegrać w opowiadaniu. Poza tym jestem zadowolona. Leo w burdelu! Spadłam z krzesła i nie wstaje. Już widzę reakcję jej ojca. Poza tym Aron zaczyna mnie już denerwować. Zawsze z nim jakieś problemy.
    Zapraszam do mnie na kolejny rozdział (Jednak nie zawiesiłam)
    http://klaus-mikaelson-opowiadanie.blogspot.com/
    Całuski,
    Ellcia :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Zapraszam na mojego nowego bloga:
    http://my-hope-is-everything.blogspot.com/
    (Niech Cię nie zmyli inna nazwa użytkownika na nowym blogu, po prostu to opowiadanie piszę sama, bez pomocy innych członków Evenstar, więc nazwałam się inaczej: Big hope.)
    Będę wdzięczna jeśli wpadniesz :) Ja również chętnie dalej będę Cię odwiedzać.
    Evenstar

    OdpowiedzUsuń
  5. Po raz kolejny podziwiam Twój talent.
    Ciężko wyrazic w prostych słowach to, jak potrafisz zaciekawic innego człowieka.
    Jest w tym trochę tajemnicy, rozwiązań, dramatu.
    Przebieg akcji jest naprawdę różny i ciężko wyobrazic sobie przyszłośc bohaterów.
    Każdy rozdział staje się coraz ciekawszy, co sprawia, że moja cierpliwośc do ukazania się kolejnych, maleje ;D

    Zauważyłam również nową szatę graficzną, która jest równie dobra, co ta poprzednia.
    Cały ten ''mrok'' nadaje uroku, a każdy cytat skłania do pewnych refleksji.

    Z niecierpliwością czekam na kolejne części.

    Tymczasem, chciałabym również podziękowac Ci za aktywnośc na moim blogu.
    Twoje komentarze są dla mnie cenne. Nie boisz się zachwalania i zarazem krytykowania.
    To ważne :)

    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń